Archive for the Category »rozwój dziecka «

Poszły dzieci do przedszkola

We wrześniu nadeszły wielkie zmiany dla Kingi i Damiana. Kinga kolejny raz zmieniła przedszkole, a Damian wreszcie został przedszkolakiem. Tym razem zaczęła się nasza przygoda z Owadkowem. Było z tego powodu stresu, niepewności, ale jak to czasem bywa (oby częściej), wszystko się dobrze skończyło, a tak naprawdę to zaczęło.

Kinga w wakacje czasami marudziła, że nie chce zmieniać przedszkola, że tęskni za koleżankami. Dała się jednak przekonać,że w nowym przedszkolu będzie angielski i basen, a z koleżankami i tak można się wieczorem można spotkać.

Damian poznał panią i sale już w czerwcu. Bardzo mu się podobało, a zwłaszcza upodobał sobie koparkę. Tak więc Damian poszedł nie do przedszkola, tylko do koparki, każdy powód dobry.

Pierwsze koty

Kinga najpierw nieśmiało weszła do nowej grupy, ale już pierwszego dnia cieszyła się, że ma 2 nowe koleżanki.

Przez kolejne dni zachwycała się, że dostali 3 pudełka Lego Friends i stopniowo je rozpakowywali. Wreszcie nauczyła się sama bujać na huśtawce. Nie było tęsknoty, od pierwszego dnia radość, a koleżankom opowiadała do jakiego fajnego przedszkola chodzi.

Damian pierwszego dnia poszedł chętnie, dzielnie wszedł do sali razem z Panią. Drugiego dnia spanikował w drzwiach, więc musiałam go przekazać z rąk do rąk, ale to tylko drugiego dnia. Potem już chodził dzielnie. Po weekendzie chciał iść z tatą do pracy, wiec tata musiał go odprowadzać. Teraz idze już sam z uśmiechem, a jak go odbieram to tupie nóżkami, bo czemu tak szybko, tu zabawa w pełni i zjawia się mama.

Poza przedszkolem chodzi dumny, że już jest przedszkolakiem i… broi bardziej, poczuł się starszy i pewniejszy.

Tak wiec po strachu, poszły dzieci do przedszkola razem, codziennie razem na placu zabaw się bawią, nasza mrówka i biedroneczka. Tak to czas leci.

Dziecko i bajki w telewizji

Po przeprowadzce, gdy Kinga miała 2 lata, nie mieliśmy telewizora. W mieszkaniu, które wynajmowaliśmy nie było na stanie, a swojego nie wieźliśmy. Taki stan trwał parę miesięcy, mi nic nie brakowało, nie tęskniłam ze szklanym ekranem. Kinga też bez bajek obywała się całkiem nieźle, czasem tylko obejrzała coś krótkiego na komputerze. Był czas na zabawę, na czytanie, wymyślanie własnych zabaw i tworzenie niesamowitych rzeczy z niczego. Nie było nudy, mała twórcza główka zawsze coś wymyśli.

Gdy pojawił się telewizor i zaczęło się oglądanie bajek, nie trzeba było długo czekać. Kinga zrobiła się bardziej nerwowa, złośliwa i buntownicza. Zaczęły się histerie. Oczywiście posadzenie ją przed telewizorem zazwyczaj tymczasowo ją uspakajało, potęgowało jednak nadpobudliwość.

Na co dzień mogę zaobserwować, jak wiele zależy od poranka. Gdy dzieci siądą do „bajki na rozbudzenie“, dokładnie – są pobudzone. Wyłączeniu telewizora często towarzyszy lament .

–      Jeszcze jedną bajkę, bo ją tak lubię…

Próba namówienia na ubranie się i na wspólną zabawę bywa trudna. Często pojawiają się tego typu rozmowy.

–       Mama co mam robić?

–       Ubrać się.

–       Ale to jest nudne. … Ja chcę iść na rower.

–       Ale w piżamie nie wyjdziesz.

–       To co mam robić?

–       Ubrać się.

–       Ale ja nie wiem w co mam się ubrać.

Tej rozmowie dodotkowo towarzyszy czołganie się po podłodze i wyginanie w tak dziwne strony, że na sam widok mnie wszystko boli.

Pomoc w ubieraniu również niewiele pomaga, bo nic jej się nie podoba- to za długie, to za krótkie, ta się za słabo kręci itp.

Całkiem inaczej prezentuje się dzień zaczęty wspólną zabawą. Kiedy to dzieci wstają cicho i pozwalając rodzicom spokojnie poleżeć, same zaczynają się wspólnie bawić. Wówczas zjedzenie śniadania, ubranie się i wyjście do przedszkola, czy na spacer, są niejako naturalną, następującą po sobie koleją rzeczy.

Tak, muszę to przyznać, bajki w telewizji uzależniają, podobnie zresztą jak czytanie bajek z książki na dobranoc. Jednakże od telewizji znacznie trudniej się oderwać, a ich przesłanie choć z pozoru dobre, nie zawsze jest takie naprawdę. W wielu bajkach akcja toczy się szybko, niby jest wesoło, ale i nerwowo. Dzieci bombardowane są mnóstwem bodźców, które je pobudzają. Gdy telewizor gaśnie, by utrzymać ten stan pobudzenia, same stają się taką bombą emocji.

Najłatwiej nie włączać bajki, wystarczy tylko zaproponować jakieś ciekawe zajęcie, zabawę, jakąś alternatywę. Wyłączyć telewizor po jednej bajce często jest trudno, ale po każdej kolejnej jest znacznie gorzej. Rzadko bowiem dzieci same odchodzą od telewizora. Często skaczą, robią inne rzeczy, ale temu magicznemu CYK często towarzyszy płacz, czasem wrecz wycie w niebogłosy.

Dlatego ogłosiłam odwyk. Zamierzam znacznie ograniczyć oglądanie telewizji. Nie wyłączę całkowicie, bo wiem, że to by było dla nich bardzo trudne. Telewizja nie jest przecież do końca zła, należy jednak z niej korzystać  z umiarem i z głową. Mamy teraz do wyboru kilka kanałów telewizyjnych dla dzieci. Jest wiele ciekawych programów i spokojnych, uczących bajek. Wystarczy tylko dobrze wybrać. Bez reklam pobudzających pragnienia dziecka, czy bajek szybkich, szalonych i głośnych. Zdecydowanie najgożej wypada Minimini, dlatego raczej go nie włączam. Ostatni przypadł nam NickJr, ma zdecydowanie mniej reklam i ciekawsze, spokojniejsze bajki, które uczą w ciekawy sposób.

Ograniczenie co do ilości jest często trudne. Na początku trzeba jasno powiedzieć, jedna bajka i koniec, lub dwie krótkie i tyle. Nie ma dyskusji, jak raz ulegniemy to na pewno następnym razem będzie jeszcze trudniej odmówić. Trzeba też dokłąnie określić kiedy jest czas na bajkę, żeby to nie był częsty przerywnik, by zająć dzieci.

Cóż, spore wyzwanie, ale warto spróbować.

Moja Pinkie Pie

Kinga już od dłuższego czasu jest miłośniczką kucyków. Najpierw bawiła się radośnie kucykami od kuzyna, potem zaczęło się zbieranie kucyków Pony i Filly. Teraz ma już sporą kolekcję, o zmiennym składzie. Kucyki bowiem wędrują z Kingą na spacery, do sklepów i do przedszkola, nierzadko ku rozpaczy Kingi któryś się gdzieś zapodzieje. Czasem zdarzają się wielkie powroty, gdy mały kucyk zostanie odkryty pod tapczanem, lub w skrzyni zabawek u babci. Kinga buduje dla nich pałace z klocków, balony z pudełek po jogurcie, szyjemy stroje ze wstążek i tiulu. Ogólnie, kucyki towarzyszą jej wszędzie i są towarzyszem wielu zabaw. Po prostu super! Ale… no właśnie zawsze pojawia się jakieś ALE.

Kinga odkryła również bajki „My Little Pony“ o pięknym podtytule „Przyjaźń to magia“.

Niby główna myśl, przesłanie odcinków podsumowywane w liście do Celesti są dobre i jasne, jednakże charakter bajki nie wpływa na Kingę dobrze. A dokładnie rzecz ujmując charakter kucyków.  Ciągłe bieganie, paplanie, wrzaski, imprezki, ogólnie wszędzie ich pełno, wszystko dzieje się szybko i głośno.

 

Kingi ulubienicą jest Fluttershy, cichy spokojny kucyk. Jednakże zamieniła się w Pinkie Pie. Nie tylko tyle, że kocha różowy i imprezki. Dookoła niej musi być zawsze głośno. Potrafi paplać jak nakręcona, bez ładu i składu. Jak zadaje pytanie to kilka razy i niemalże krzycząc, po prostu:

– No to robimy imprezę! Imprezka! Jak ja lubię imprezki!

Jak coś jej się nie spodoba, lub nie wyjdzie to nie przyjdzie powiedzieć, tylko niczym Pinkie wyje, nie wylewając jednak przy tym strumienia łez.

Potrzebuje ciągłego gwaru i towarzystwa, nie mówię, że spotkania z koleżankami są złe, ale wypada je nieco ograniczyć, nie możemy codziennie do kogoś chodzić, lub zapraszać do siebie.

Tak, ostatnio to stwierdziłam, mam córkę -Pinkie Pie. Jednak ta osobowość mi nie pasuje, a wręcz mnie irytuje. Może być towarzyska, wesoła i zabawna, ale nie głośna, paplająca, niepokorna, robiąca z siebie pajaca różowa adrenalina. Zwłąszcza w obecności prababci..

Nie, po prostu już nie wytrzymuje…

Płynie czas, płynie

IMG_1451Wiele czasu minęło od ostatniego wpisu. Może czas się przebudzić z blogowego snu?

Oj działo się wiele, dużo radości, wiele problemów, niespodzianek i zmian.

A największa niespodzianka to nasza trzecia dziecina- Karolinka. Przyszła na świat w trudnym dla nas czasie, przyniosła wiele radości i wiele dodatkowej pracy.

Pierworodne

Gdy przychodzi na świat pierwsze dziecko to dla rodziców wielkie trzęsienie ziemi, nowa sytuacja, wielkie zakupy, przemeblowania, obawy i radość wyczekiwania.

-Czy już wszystko mamy co potrzeba,

-Czy poradzimy sobie z maluszkiem,

-Kiedy to nadejdzie i czy poród jest taki straszny?

Po narodzinach napięcie spada powoli, wszyscy biegają dookoła malucha, oglądają go i pielęgnują.

Drugie dziecko

Przy drugim dziecku jest już znacznie spokojniej,

-rozważasz co by się jeszcze przydało,

-jak się odnajdzie w nowej roli pierworodne,

-jak zorganizować plan dnia przy dwójce dzieci?

Po narodzinach wszystko się powoli układa, klaruje się plan dnia dostosowany do obojga.

A trzecie??

Trzecie rodzi się tak w międzyczasie.

Zaganiana przy dwójce dzieciaków, walcząca z niekończącym się bałaganem w domu, w ciągłym jazgocie i zamieszaniu w zasadzie nie ma czasu zastanawiać się nad swoim stanem. Nogi odmawiają posłuszeństwa, oczy się zamykają, ale taryfy ulgowej nie ma. W ciąży, środki pobudzające- kawa, energy drinki, są tak przydatne, a zakazane :/. Ciężki wybór- czy walczyć ze zmęczeniem i sennością samemu, czy pomóc sobie kofeiną?

Czekając na maleństwo pojawiają się dodatkowe pytania:

– Gdzie to małe będzie spać i gdzie upchnąć sterty małych ubranek?

– Jak sobie poradzimy finansowo i czasowo?

– Do jakiego kraju najlepiej emigrować?

Wózek, zabawki, ubranka odziedziczone po rodzeństwie i dzieciach znajomych zajęły całą szafkę. Mała śpi ze mną, ale dostała leżaczek-bujaczek, którego przy poprzednich dzieciach się nie dorobiliśmy.

Przy pięciu osobach w domu + wielki pies codzienne obowiązki to gotowanie, zmywanie, sprzątanie, odkurzanie, pranie, mycie podług. Niekończący rozgardiasz i bałagan jest nie do ogarnięcia. Jak znajdzie się chwila wolna, lub zarwie się trochę nocy to można coś tam posprzątać, ale ten stan trwa najwyżej dobę. Odkurzam co drugi dzień, a slad po tym znika po 4h.

Dla każdego dziecka ważne jest by znaleźć czas, ale niestety czas się nie pomnaża. Każdy maluch chciałby wiele, pragnie pomocy, wspólnej zabawy i bliskości. Troska o maluchy to pełny etat, zajmowanie się domem to drugi, chcąc to pogodzić, zawsze są jakieś braki, a dla siebie czasu kompletnie brak. Pomoc bliskich jest wówczas bardzo ważna.

Rowerowo

Kinga na rowerzeKinga w tym roku pokochała rower na dobre. Widać że poszła w ślady rodziców, którzy na 2 kółkach przejechali sporo kilometrów.

Wszystko zaczęło się od rowerka biegowego, niedługo trwało opanowanie równowagi, sterowania kierownicą i odpychanie równocześnie. Gdy już załapała o co chodzi zabawa była niesamowita, wszędzie chciała jeździć na rowerze. Szaleństwa przy tym nie brakowało, bo u nas teren niezbyt płaski. Droga powrotna z przedszkola, czy z lasu to wspaniała atrakcja – wystarczy się rozpędzić, nogi do góry i „mama goń mnie”. Jeśli dodać do tego stare nierówne chodniki to czasem włos się jeży, ale Kindze się bardzo podobało.

Ponieważ najlepsza koleżanka Kingi jeździła na rowerze z pedałami, więc i nasza gwiazda postanowił, że się nauczy. Pierwsze razy było ciężko, pedałowanie nie takie proste jak bieganie, a rower cięższy. Uparciuch jednak szybko sobie poradził („Paulina umie, to ja też chcę”) i z dnia na dzień jeździła coraz lepiej. Znów rower stał się codziennością, najlepiej do przedszkola, z przedszkola i jeszcze wieczorem na dokładkę. Opanowała ruszanie, hamowanie, wjeżdżanie na niskie krawężniki, a czasem i na te wyższe. Najwyższa pora zacząć opanowywać jazdę na 2 kołach.

– Mama, Franek i Zosia jeżdżą już bez małych kółek, ja muszę dużo jeździć żeby też się tak nauczyć – nie ma to jak grupa przedszkolna mieszana wiekowo – ambicje rosną.

Myślę że Kinga spokojnie da radę poszaleć na 2 kołach jeszcze w tym roku. Trzeba znaleźć czas i siły, by wybrać się z nią na te kilka pierwszych przejażdżek, bo z dwójką maluchów to nie takie proste.

 

 

 

Jak to było w czasie wojny?

W ramach jednego z niedzielnych spacerów wybraliśmy się na Gradową Górę. Widoczek całkiem niezły, wiaterek trochę dmuchał, więc długo nie siedzieliśmy na szczycie. Przeszliśmy się za to po raz pierwszy po grotach fortu w których stworzone ciekawa wystawę multimedialną. Tematyka jak na miejsce przystało dotyczy wojny. Kinga coraz więcej rozumie, coraz więcej słyszy i pojawiają się u niej nowe pytania. Tematyka wojny na pewno do prostej nie należy.

– Kiedy była wojna??

– Bardzo dawno temu. Jak twoje prababcie były małe.

– A kiedy znów będzie wojna?

– Mam nadzieje że nigdy, bo to nic fajnego.

– Bo B.(kolega z przedszkola) chce być żołnierzem i chce żeby była wojna. A jak to jest w czasie wojny?

– Oj nie jest fajnie, często nie można już mieszkać w swoim domu, jest głośno, nie ma tyle dobrych rzeczy w sklepach…

– A co się nosi w czasie wojny?… A co dzieci robią w czasie wojny?…

Trudne pytania, jak odpowiadać by dziecko zrozumiało, ale się zbytnio nie przeraziło. Sprawa nie łatwa, jak nie łatwe jest życie w ciężkich czasach.

Dzieci i śmieci

Do dziś pamiętam jeden z rysunków Jujki- Pani pochyla się nad koszem „Jakie piękne śmieci”. Gdy puste półki sklepowe zaczęły wypełniać barwne pudełka towarów z zachodu zachwyt był na co dzień.

Dziś już o tym zapominamy, ogrom produktów i marek czasem nas przytłacza. Ale dziecięcy zachwyt przypomina mi tamte dni. Dzieci mogą mieć mnóstwo zabawek, ale i tak szukają nowych atrakcji. Domowy recykling jest wspaniałą okazją do tworzenia coś z niczego, do rozwoju wyobraźni i kreatywności.

Przykłady:

Są kaczuszki, delfinki, statki do zabawy w kąpieli. Ale nic się nie umywa do kubeczków po jogurtach, pudełek po kremach i butelek. Przelewanie, wylewanie, robienie pryszniców i baseników, to dopiero jest zabawa.

Wszelkiego rodzaju kubki i wytłoczki świetnie sprawdzają się również w piaskownicy, każda nowa „foremka” to nowa atrakcja, a nawet jak się gdzieś zakopie to niewielka strata.

Kartony po butach to prawdziwy skarb. Tu fantazję można rozwijać. Wystarczy jeszcze parę sznurków, by powiązać pudełka i może ruszać  pociągi pełen zabawek. Jeszcze kolorowe gazety reklamowe i można go ozdobić bajecznie kolorowo. Poobklejane pudełka mogą również zamienić się w skrzynie skarbów.

W większych pudełkach można powycinać okienka, pomalować i przemienić w domek dla lalek, kucyków czy misiów. A największe? To już idealna skrytka dla małych szkrabów. Chowanie się po kątach, budowanie kryjówek to świetna zabawa, a taką kartonową kryjówkę można nawet wytapetować w ulubione obrazki.

Kartony po pizzy u nas w domu również muszą przejść swoje nim wylądują w śmieciach. Po rozłożeniu ich na płasko są świetną wielką tablicom do malowania. Można je podzielić na pokoiki i wymalować wnętrza pomieszczeń, lub zrobić drogi dla aut, lub tory dla ciuchci.

Kartony po zgrzewkach soków mają idealny kształt by budować z nich wielopiętrowe domy. Można też je zakładać na ręce i nogi, by zmienić malucha w robota, czy transformersa.

Wszelkiego rodzaju  kolorowe gazety zwłaszcza reklamowe to wspaniały materiał do wycinanek, wyklejanek itp. Dziecko ćwiczy precyzję, zdolność manewrowania tak początkowo trudnym narzędziem jak nożyczki. A kolorowe wyklejanki mogą być okazją do nauki kolorów i kształtów, nie tylko w języku polskim.

Wspaniałym materiałem są również opakowania po kosmetykach– pudełka po kremach, puderniczki i butelki po perfumach- trochę fantazji i świat robi się piękniejszy.


Hej kolęda, kolęda

Czas świąteczny już minął, choinka zniknęła w zeszłym tygodniu. Czas na małą refleksje.

Czas świąteczny był dla nas nieco szalony,  przeprowadzka, rozpakowywanie, urządzanie na nowo. Przyjechaliśmy w nocy przed wigilią. Choinka żywa jednak stanęła, wigilia u babci, święta trochę u siebie, trochę u babci.

Kinga w każdym kościele z zachwytem oglądała szopki, niemalże wchodząc do nich. Wciąż śpiewa „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. W domu bawiła się figurką świętej rodziny, troskliwie się nią opiekując.

Coraz więcej rozumie, zaczyna z zaangażowaniem słuchać kazania dla dzieci. Potrafi wyłapać niezwykłe szczegóły i wyciągnąć zaskakujące wnioski. Pytań „dlaczego?” przy tym nie brakuje.

– Mamo jak Jezus śpiewał?- przybiega pewnego razu Kinga z pytaniem. Zastanawiam się o co chodzi, czy w jakiejś bajce czy co?

– Mamo, jak Jezus śpiewał w kościele? „Kamyczek do kamyczka… ” – Wszystko jasne, co dla nas trudne do zrozumienia dla dziecka oczywiste.

Kinga bardzo przeżywała wizytę duszpasterską, gdy w Warszawie ksiądz do nas nie doszedł była bardzo zawiedziona (tak to bywa przy 230 mieszkaniach w bloku) . Tu jednak już nas odwiedził, mała chwilę była nieśmiała, po czym zaczęła fikać i prowokować księdza do zabawy. Po wszystkim opowiadała:

– Był u nas Jezus, widział naszą choinkę, dostałam obrazek i Damianek też dostał. – „musicie stać się jak dzieci”, bo dzieci wszystko widzą prosto, jasno.

Jezus do nas przychodzi,

nie jako wszechpotężny, poważny Bóg,

ale przyjaciel, towarzysz przed którym nie ma się co lękać.

 

Zanim włączysz dziecku telewizor

Należę do osób, które traktują telewizor jako mebel, gdy nie ma innych w domu potrafię przez kilka dni go nie włączać. Nie jestem w stanie obejrzeć jednego dnia więcej niż jeden film, a w czasie reklam wychodzę z pokoju, lub je przewijam. Więc, tak naprawdę wolałabym się pozbyć tego ekranu i wychowywać dzieci bez telewizji, ale nie mieszkam sama.

W dzisiejszych czasach większość osób nie wyobraża sobie życia bez telewizora. Często dzieci od pierwszych miesięcy życia przyzwyczajane są, że to coś świeci i gada, z czasem zaczynają poświęcaj „temu czemuś” coraz więcej uwagi. Rodzi się pokusa, by włączyć dziecku bajki, by mieć je na jakiś czas z głowy -„przecież one też są pouczające, niegroźne”- czy na pewno??

Kinga miała nie oglądać TV do 2 roku życia, ale zanim osiągnęła ten wiek już miała okazje „bo to tylko bajka, pouczająca”, „bo to notowania giełdowe, to niech się uczy”. Gdy już zaczęła rozumieć i oglądać bajki z zaciekawieniem twardo trzymałam się zasady, rano „Klub przyjaciół myszki Miki” i koniec. Wyłączałam telewizor i nie było żadnego płaczu. Znacznie trudniej było gdy tatuś puścił bajki wieczorem, im dłużej oglądała tym trudniej było ją oderwać, bo jeszcze jedna itp.

Wyjazd do Warszawy był przełomem- nie mieliśmy tam telewizora przez parę miesięcy. Czasem puściliśmy Kindze bajkę na komputerze. Ale ogólnie nie było TV, więc nie było problemu.

Pojawienie się szklanego ekranu sporo zmieniło, nie spodziewałam się że to będzie tak wielka zmiana. Większa dostępność bajek, więc więcej marudzenia, płacz przy wyłączaniu, czasem bunt i krzyk. Problemem było nie tylko przerwanie oglądania. Kinga stała się również mniej posłuszna na spacerze i bardziej rozdrażniona.

Zauważyłam ścisłą zależność między czasem spędzonym przed TV, a łatwością komunikacji z nią. Największy wpływ miało ranne oglądanie. Po spędzonych 2h przy bajkach (przy wczesnym wstawaniu tak się zdarzało) była bardzo pobudzona, ciężko było namówić ją do współpracy, szybko wpadała w złość i zaczynała tupać nogami, buntowała się z byle powodu i często krzyczała, że chce bajkę. Bywały jednak poranki gdy udawało nam się wcześnie zacząć zabawę i płynnie przejść do śniadania i innych zajęć. Wówczas Kinga przypominała sobie o bajce dopiero gdy szłam koło 10  karmić Damiana. Po obejrzeniu jednej bajki, bez problemu zbierała się na spacer. Spacer to w końcu niezła alternatywa.

Teraz wypracowaliśmy plan – bajka na rozbudzenie i bajka do spania, choć te pierwsze zdarza nam się pominąć. Po dłuższym nieplanowanym oglądaniu bywają problemy z wyłączeniem, ale coraz częściej Kinga sama stwierdza, że już dość, bo oczka będą boleć. Bardzo nie lubię taty metody włączania bajki „by się uspokoiła”, skutkuje to tym, że gdy coś zbroi, lub jej się nie spodoba zaczyna płakać i krzyczy „bajka”. Zresztą dzieci szybko się uczą co u kogo da się uzyskać. Gdy jestem z nimi sama przez kilka dni telewizor włączamy bardzo rzadko, a zdarza się że Kinga wita tatę i już prosi o bajkę. Coraz częściej jednak pozwala przełączyć na wiadomości.

Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że przy ilości pracy przy dwójce maluchów, czasem dobrze jest włączyć dziecku TV by mieć chwilę spokoju. Jednak tak naprawdę gdy dzieci są we dwoje, potrafią się świetnie razem bawić, a ja zyskuje chwilę na domowe prace. Bajki się przydają głównie gdy usypiam Damiana, by Kinga wyciszyła się przed zaśnięciem.

Mamy i nianie na placu zabaw

Kończy się sezon obleganych placów zabaw, część dzieci poszła do przedszkola, inne siedzą w domu, a na dworze spacerują pojedyncze pociechy z opiekunami.  W związku z tym pora na małą refleksje.  Z Kingą i Damianem codziennie chodziliśmy na place zabaw, te mniejsze i te większe oblegane przez sporą grupę dzieci. To dla Kingi była wspaniała okazja do zabawy z rówieśnikami, a dla mnie okazja obserwacji i przemyśleń.

Na spacery z dziećmi chodzą mamy, babcie lub nianie. Zazwyczaj bez problemu można rozpoznać kto jest kim, oczywiście są wyjątki- nieliczne.

Mamo pobaw się ze mną!

Poznałam kilka mam z okolicy, zawsze wspólny temat się znajdzie, jak już dzieci razem hasają. A jak rozpoznać mamę na placu zabaw? Nie tylko po wieku, mamy biegają za dziećmi, robią z nimi babki z piasku, wymyślają zabawy, są wciąż w ruchu, obok dziecka. Inne dzieci również lgną do tych osób, zagadują, czują bijące od nich ciepło.

Ciocie i babcie choć mniej żwawe również dotrzymują kroku dzieciom, oferują swoją pomoc, picie i jakieś przekąski.

Stowarzyszenie niań

Klasyczna niania to emerytowana przedszkolanka. Ogólnie wiek babciny przeważa. Nianie tworzą odrębną społeczność, umawiają się ze sobą na wspólne spacery z dziećmi. Przychodzą na plac, zajmują ławeczkę i zaczynają się plotki. Dzieci mają wolną wolę, mogą w zasadzie wszystko. Niania tylko od czasu do czasu rzuca okiem, sporadycznie zwróci uwagę, że innych się nie bije. Gdy dziecko coś chce przecież samo przybiegnie. Nianie odpoczywają i uświadamiają inne, początkujące:

– Pani sobie siedzi, my się jeszcze dzisiaj napracujemy po powrocie do domu.

Sporadycznie zdarzają się nianie młode, w wieku studenckim. Te niedoświadczone są gorliwsze, starają się być dla maluchów jak matki. Choć może czasem nie dają sobie z czymś rady, są jednak bardziej czułe. Spotkałam nawet jedną noszącą dziecko w chuście, ciekawe czy nianie starszej daty dałoby się na to namówić?

My i one

Co ciekawe różnice te dzielą znacznie, trudno nawiązać kontakty między grupami. Owszem, miałam okazję rozmawiać z kilkoma nianiami, głównie dlatego, że nasze dzieci wspólnie bawiły się na spacerze, lub na pustym placu. Jedną uważam za wyjątek, potwierdzający regułę. Inna choć dość standardowa, ale zaczęła rozmowę. Są jednak takie, że choćby nikogo nie było, z matką nie porozmawiają, a nawet dzień dobry nie odpowiedzą.

Wiedząc to, co zaobserwowałam naprawdę zastanawiam się czy doświadczenie ma takie znaczenie, czy nie lepiej zaufać młodej osobie, która dostosuje się do naszych zasad, a nie „wychowa dziecko pod siebie”.