Archive for » czerwiec, 2011 «

Bobas na basenie

Damian na basenieW 5-tym miesiącu życia Damianek zapoznał się z trochę większą wodą niż domowa wanienka. Postanowiłam iść z nim na basen. Poszperałam w necie i znalazłam szkołe pływania „Delfinki”. Lokalizowałam baseny i wreszcie wybrałam dogodny termin na basenie z wygodnym dojazdem. Padło na OSiR Ochota. Tramwajem 20-40min (zależy czy to szał przedświąteczny, czy normalny dzień) i jakieś 5 min pieszo.

Pierwszy raz

Pierwsze zajęcia nie były najciekawsze. Brzdąca przestraszył hałas i zamieszanie. Płakał i kurczowo się mnie trzymał. Gdy wreszcie spodobało mu się pływanie na desce, chwil zabawy i było po wszystkim. Zajęcia dla maluszków trwają tylko pół godziny.

Rozkręcamy się

Kolejne zajęcia to już całkiem inna bajka. Damiana zaczęło interesować wszystko dookoła. Niekoniecznie zajęcia. Wielokrotnie nie mógł oderwać wzroku od kaskady w sąsiednim basenie. Spodobało mu się również łapanie zabawek i inne dzieci. Z zajęcia na zajęcia coraz chętniej się bawił, czasem machał ładnie nóżkami, ale chętniej liczył na to, że mama popływa za niego. Prysznic z konewki go nie zraził. Pierwsze nury również przebył twardo- z lekkim szokiem na twarzy, ale po chwili pojawiał się uśmiech. Gdy nauczył się siedzieć i nabrał więcej wprawy w poruszaniu chętnie raczkował po macie prosto do wody, sam dawał nura siedząc na brzegu.

Woda to jest to

Dla Damiana teraz nie straszna woda.  Siostra płacze gdy jej coś chlapnie na twarz, mycie głowy to wielki płacz. Natomiast bratu serwuje często mokre niespodzianki- a to kubeł wody na głowę w kąpieli, lub spryskiwaczem w twarz- a brzdąc się cieszy. Woda mu nie straszna. Gdy tylko słyszy nalewanie wody do wanny zaraz leci z okrzykami radości i już chce wskakiwać. Przed kąpielą trudno go rozebrać, bo już krzyczy, że chce do wody. A w wannie zabawy nie ma końca- pluskanie, chlapanie, przelewanie wody z kupka do kupka.

Pieluszki wielorazowe znów modne

Wiele osób kojarzy pieluszki wielorazowe z ciężkim losem i niewygodom czasów PRL i starszych. Tymczasem na zochodzie, ale również i u nas coraz modniejsze są pieluszki wielorazowe. Oczywiście nie chodzi o zwykłą terę zawijaną w ceratkę, ale o piękne pieluszki o rozmaitych kolorach i wzorach, o czym zresztą pisałam.

A dlaczego moda wraca??

Pieluszki wielorazowe pozwalają oszczędzić pieniądze i środowisko.

Przewijając dziecko 5-6 razy dziennie zużywamy na jednego maluszka 5000-6000 pieluch jednorazowych. To mnóstwo pieniędzy i 1,5 tony odpadów rozkładających się 500 lat! To jedna z niewielu rzeczy która wyrzucana jest większa niż nowa.

Korzystając z jednorazówek często rodzice czekają aż pieluszka dobrze się napełni, a powinno się ją zmieniać po każdym zmoczeniu.

Mokra jednorazówka ma intensywny niemiły zapach, który trwa i trwa. Czuć go na pupie dziecka, przy przewijaniu, ze śmietnika,a na wysypisku rozkłada się i dalej śmierdzi. Tetra wydziela nieprzyjemny zapach dopiero po paru godzinach.

Pieluszki jednorazowe zawierają do 300 substancji chemicznych, każda z nich może być przyczyną alergii.

Dzieci spędzają w pieluszce około 1000 dni, dlatego takie ważne jest, by czuły się w nich komfortowo. Pieluszki wielorazowe są naprawdę piękne i wygodne.

Dziecko w pieluszce jednorazowej ma zawsze sucho, dlatego trudniej mu nauczyć się kontrolować swoje potrzeby.

 

Polska jeszcze trwa w zachwycie rzeczami tanimi, wygodnymi i nie zawsze zdrowymi.

Mam nadzieje, że świadomość ekologiczna w nas się wreszcie przebudzi i wielorazówki staną się popularniejsze i bardziej dostępne.

 

 

 


„W głębi kontinuum” Jean Liedroff

okładka

Tym razem książka niestandardowa. Przeczytanie jej grozi kompletną zmianą poglądów na tematmacierzyństwa. Jestem pod niezwykłym wrażeniem jej treści.

Autorka książki żyła wśród wenezuelskiego plamienia Yequana i obserwowała ich podejście do dzieci. W książce porównuje ich i nasze wychowanie maluchów, tłumaczy wiele dzisiejszych problemów:

– skąd się bierze depresja poporodowa,

– dlaczego kobieta musi przeczytać kilka książek zanim zajmie się niemowlakiem,

– czemu niemowlęta mają kolki po mleku własnej matki,

– czemu nasze dzieci uciekają, mają niebezpieczne pomysły,

– skąd tyle krzyku i dziecięcej złości, ADHD,

– czy wszystko powinno kręcić się dookoła dziecka,

– czemu tak trudno namówić je do prac domowych,

– dlaczego nastolatki nie wierzą w siebie, cierpią na depresje.

To tylko kilka myśli zawartych w książce. Odpowiedzi nie są standardowe i na pewno wprowadzenie je w życie jest trudne. Podstawowa myśl to zaufać sobie, temu co podpowiada nam wnętrze, a nie stosować rady książkowe. Robienie czegokolwiek wbrew sobie, prowadzi do zagubienia i niechęci.

Cywilizowany świat podsuwa nam mnóstwo rzeczy, by upiększyć świat dzieci – wózki, karuzele, kojce, piękne ubranka, kolorowe zabawki. Tak na prawdę niemowlę jedyne co potrzebuje to bliskość matki, czuć że jest kochane. Ono chce poznawać świat w ramionach bliskiej osoby, chce być tam gdzie wszyscy, uczestniczyć w życiu rodzinnym, być jego częścią, a nie centrum. Pozostawienie płaczącego maluszka wśród pięknych zabawek w cichym pokoju to dla niego koszmar nicości.

Autorka radzi wyrzucić wózek, wsadzić dziecko w chustę i robić wszystko, jakby dziecka z nami nie było. Dziecko chce poznawać świat dorosłych, wszystko widzieć i słyszeć. Wychowanie w bliskości to jest to.

Obserwując Kingę i Damian zaczęłam na niektóre rzeczy inaczej patrzeć. Sprawdza się wiele myśli zawartych w książce. Trudno jednak w pełni poddać się myśli kontinuum. Musi chcieć tego cała rodzina, inaczej nie jest to proste. Warto jednak próbować.

Wszystkim rodzicom serdecznie polecam tą książkę. Można się z niektórymi poglądami nie zgodzić, ale przeczytać na prawdę warto. Im wcześniej, tym lepiej, byście potem nie żałowali.

 

Zegar słoneczny

Okna sypialni skierowane na wschód pozwalają podziwiać piękne wschody słońca. Zwłaszcza jeśli ma się brzdząca, który wstaje razem ze słońcem, a zimą jeszcze wcześniej. Budzik, który stoi na parapecie dzięki małym rączką często zwiedza zakamarki pokoju i nie zawsze wieczorem wraca na swoje miejsce. Dlatego nauczyłam się określać czas po wysokości słońca nad horyzontem.

Dziś rano również małej białej kostki obwieszczającej czas na parapecie nie było. Wyjrzałam za okno ledwie otwartymi oczami i ujrzałam świetlisty krąg wznoszący się niewiele nad horyzontem.

– Oj, kochany do 5 to jeszcze trochę czasu zostało- stwierdziłam z bólem.

Nakarmiłam brzdąca – nie zasnął, zaczął brykać. Poleżałam trochę bo oprzytomnieć, wstałam i wpakowałam małego w chustę z nadzieją, że może jednak zaśnie.

Po 5 oczy zaczęły mu się trochę zamykać, ale z pokoju kingi dochodziły już dźwięki przestawianych zabawek. Zrezygnowałam z usypiania i tak już bym się położyć nie mogła. Gdy po nocnej zabawie zdarza się Damianowi pospać do 7, to potem tylko słyszę, że się długo wylegiwałam.

Category: ogólne  Leave a Comment