Archive for » 2011 «

Poszła Kinga do przedszkola

Zaczął się wrzesień, a dla nas to niezwykły czas- Kinga poszła do przedszkola. Na początku była radość oczekiwania na coś niezwykłego, opowiadanie bratu, że on jest jeszcze za mały i nie może z nią iść. Z radością wybierała kapciuszki, potem podpisywała ze mną ubranka i bucuki.

Pierwsze dwa dni biegła do przedszkola z chęcią, choć potem miała w ciągu dnia krótki kryzys i trochę płakała.

Po odebraniu opowiadała:

Było fajnie i niefajnie, bo nie było mamy, Martynki i Dawojki (koleżanki z placu zabaw).

Kolejne dni już były gorsze, marudziła wieczorem, potem rano przed wyjściem wymyślał mnóstwo rzeczy, by opóźnić decydujący moment. W przedszkolu przy odejściu płakała raz, kolejne razy już szła tylko z pochmurną miną. Przy odbiorze przylatywała rozbawiona i szczęśliwa, a czasem nawet bratu mówiła, że było fajnie.

– Szybko się odnajduje i ładnie się bawi z dziećmi, tylko uparciuch z niej – relacjonują Panie.- Obiadek też je ładnie, zupkę słabo, ale drugie zazwyczaj zjada.

Odbieram ją po obiedzie o 13 i w ramach nagrody idziemy jeszcze na krótki spacerek- a to do parku, a to pokarmić kaczuszki. Zawarłam z Kingą umowę, że przynoszę jej picie, ale jedzonka nie, musi zjeść obiadek, by były siły do dalszego biegania. Po spacerku bajka i spać. Co ciekawe, myślałam, że po takiej dawce wrażeń będzie spała mocno i długo, a ona potrafi wstać po 1 lub 1,5 h, zazwyczaj spała 3h.

Co do moich obserwacji to od pójścia do przedszkola Kinga:

nie boi się już zagadywać obcych – wchodzi do sklepu i od razu prosi co chce kupić, dziś obcej Pani od tak powiedziała „Dzień dobry”, pani się ucieszyła i zaczęła ją zagadywać, a Kinga śmiało odpowiadała,

jest mniej posłuszna, zaczęła mi uciekać na spacerze, bo musi się wybiegać, jak to tłumaczy,

szybko łapie nowe słowa i nowe teksty. Już nie jest – dobra? tylko OK? A najbardziej mnie rozbawiło – Mamy w przedszkolu taki telewizorek na stanie.

Ciekawe jak to będzie dalej. Teraz nam się już rozłożyła, czy to przez przedszkole, czy to przez bieganie w rozpiętej kurtce, lub sweterku przy 13 stopniach, a może wszystko na raz.

Damian chodzi

Tak, tak jak Damian skończył pierwszy rok zaczął stawiać pierwsze samodzielne kroki. Kinga chodziła długo za rękę, bała się wykonać ten pierwszy samodzielny ruch. Damian to inna bajka, za ręce nie chodził za bardzo. Jeszcze się chwiał, a już zaczął sam stawiać pierwsze kroki. Co za tym idzie, wypadki się go trzymają. Nieraz przygrzmocił głową w krzesło, futrynę, czy łóżeczko. 

Teraz już chodzi całkiem sprawnie, ale wciąż zdażają mu się upadki, potknięcia. Lubi chodzić z pełnymi rękami, przenosi spore zabawki, ciągnie za sobą torby, kopie piłkę. Przebojem jest jednak chodzenie z butelką po napojach. Skoro Kinga nie pije z butelek kolorowych, to on też tak chce, często podpija sobie z butelki po wodzie Kubuś, która ma fajny niekapek. Zdarza mu się jednak wyciągać z kuchni puste butelki odłożone do wyrzucenia, wówczas paraduje z butlą Cocacoli czy Burna.

I tak to właśnie pewnego razu szedł sobie z butlą w buzi próbując wylizać jakieś resztki. Był już mocno zmęczony, bo zrezygnował z popołudniowego spania. Szedł, nogi się zachwiały, mały poleciał na twarz i nabił się na butelkę. Płacz, buzia pełna krwi, panika… nie minęło parę minut a Damian się uspokoił, krwawienie ustało i chciał dalej się bawić. Ja wciąż byłam w szoku, a on już wesoły jakby mówił mamie- „nic się nie stało, w moim wieku to normalka”. Wsadziłam go do wózka, Kingę za rękę i idziemy na spacer- czy do szpitala, sam nie wiem. Mały momentalnie zasnął, obejrzałam zniszczenia- dziąsło rozcięte na długiej linii, ale dość delikatnie, już się zeszło, zęby całe na miejscu- będzie dobrze.

To nie pierwsza jego krew i nie ostatnia, ile jeszcze takich historii nas czeka?? Na pewno to nie będzie spokojny maluch.

NHN roczniaka

Odkąd Damian raczkuje sadzenie na nocnik już nie jest dla niego takie ciekawe, trzeba go zawsze czymś przy okazji zająć, by nie uciekł do zabawy. Posadzony już wie jednak o co chodzi, że trzeba napiąć mięśnie brzusia i zrobić conieco. Co do dawania znaków, to często wiem kiedy robi siusiu, on pokazuje na nocnik jak ma już mokro- po czasie ale już dobry krok do przodu.

Znacznie łatwiej jest z kupką, zazwyczaj udawało mi się go wysadzić jak zaczynał stękać i wszystko lądowało w nocniku. Teraz już sam nie chce robić do pieluchy, rano gdy wstanie i coś chce to patrzy na mnie i mówi „ee”, gdy ja dalej leże hasło się powtarza „ee”, to znaczy po prostu – „Mama wstawaj, muszę na nocnik”. Gdy się bawi i biega po domu przychodzi do mnie, mówi „ee” i pokazuje na nocnik.

Cały proces został jednak zachwiany podczas wyjazdu. Mnogość wrażeń, wiele nowych twarzy i miejsc,rozprasza dziecko i utrudniła komunikację. Dzieci lubią rutynę i stałe miejsca. Zlokalizowanie nocnika w innym domu bywa trudne, a siadanie na niego nie jest takie łatwe.

Postępy są i trudności również, nie poddajemy się jednak. Każdy nawet mały krok na przód daje wiele radości.

BLW roczniaka

Damian je widelcem

Roczek minął, Damian rośnie szybko i rozwija się pięknie. Postępy w koordynacji i w komunikacji widać z dnia nadzień.

Damian je sam, praktycznie wszystko to co my i nie tylko ;). Bardzo lubi kaszę jęczmienną, pizzę, kaszankę i kabanosy– mięso wszelkiego rodzaju górą- jak to u faceta. Próbował również rzeczy nietypowych jak na niemowlaka- wędzoną makrelę, kurczaka z KFC, frytki i lody. Jedynie małe problemy z brzuszkiem miał po czerwonych porzeczkach, resztę je ze smakiem i trawi bez problemów.

Oczywiście jest taka sprawa, że brzdąc chce jeść sam wszędzie, nawet w gościnie, co kończy się małym bałaganem. Utrzymanie go z dala od talerza czasem bywa trudne.

Damianek jest na etapie fascynacji widelcem. Używa go do jedzenia wszystkiego, nawet kanapek. Nabijanie i trafianie do buzi nie sprawia mu już większych trudności. Na początku nabijał na widelec, zdejmował konsek drugą ręką i wsadzał do buzi. Teraz już wszystko trafia gdzie trzeba, a jak się już naje to na podłogę- taki znak, że ma już dosyć.

Damianek pije z niekapka, ale zdecydowanie bardziej woli butelkę Kingi- po wodzie Kubusia. Chętnie pije ze zwykłego kubka. Idzie mu to całkiem dobrze, stanowi swego rodzaju rozrywkę. Cała zabawa ma 3 etapy: pierw ładnie i ze smakiem pije, gdy już ugasi pragnienie kontynuuje tą zabawę nabierając picie do buzi, a następnie wypluwając je, a na koniec wylewa sobie resztę na twarz- to dopiero zabawne. Cały myk więc w tym, by w odpowiednim momencie zabrać kubek.

Samoobsług w kwestji jedzenia również nie jest mu obca. Gdy brzdąc jest głodny umie sobie radzić- źródła jedzenia są dwa;

torba przy wózku – mama zawsze ma tam jakieś przekąski, wystarczy tylko trochę pogrzebać,

kuchnia– można coś ściągnąć ze stołu lub dobrać się do chlebaka. Kinga już go nauczyła jak wydłubywać chleb ze skórki, Damian ma już za sobą również „wypatroszonego ogórka”.

Mały je  ze smakiem, cieszy się na widok jedzenia, wybiera kolejność, odrzuca czego nie chce. Pomimo małego bałaganu, przyjemnie jest patrzeć na jedzącego ze smakiem malucha. Szokuje mnie widok babci biegającej  ze słoiczkiem jedzenia za dzieckiem 2-3 letnim na placu zabaw. Słyszałam o 2-latkach, które nie jedzą normalnych obiadów. Dziecko które biega, mówi i potrafi robić skomplikowane rzeczy palcami, a nie je normalnego jedzenia, tylko przeciery wydaje mi się nieco upośledzone w rozwoju.

 

 

Los matki polki

Wciąż się mówi o polityce prorodzinnej, o małym przyroście itp., ale wciąż matki mają przekichane. Jestem w domu z dziećmi i..

Społecznie

Jestem nikim. Nie pracuje, ani nie jestem bezrobotna, bo nie odchaczam się w urzędzie. Nie dostałam macierzyńskiego po 2 dziecku.

Czemu bycie nianią jest traktowane jak praca, a osoba siedząca w domu z dziećmi uważana jest za osobę nic nie robiącą?

Po przerwie w domu z dziećmi znaleźć pracę to nielada zadanie. Mojej koleżance już przy składaniu papierów powiedzieli, że wypadła z rynku. Na rozmowę nie była nigdzie zaproszona, poza szkołą i tak po ciężkich studiach na PG została nauczycielką.

Towarzysko

Mając dziecko przestaje się istnieć dla wielu znajomych, którzy nie mają rodziny. Gdy ledwo stoi się na nogach, nie ma się pojęcia o tym co dzieje się na świecie, wciąż myśli się tylko o dzieciach, to trudno znaleść inny temat. Poza tym mając dziecko, nie mogę wpaść do nich na urodziny, czy imieniny, bo spotkanie te zaczyna się zazwyczaj, gdy dzieci są już zmęczone, a bez dzieci wyjść nie mogę, chyba że po ich zaśnięciu (21,30), a wrócić przed pierwszą pobudką (koło północy).

Nie mówiąć już o wyjściu do kina, teatru, czy imprezę.

Rodzinnie

Będąc matką nie ważne czy śpię w nocy, czy nie – muszę mieć cały dzień oczy dookoła głowy. Nie wystarczy zająć się dziećmi, bo trzeba jeszcze zrobić zakupy, pranie, prasowanie, posprzątać, ugotować i pozmywać. Ile bym nie robiła i tak jest za wolno, za mało.

Gdy przyjdzie choroba, nie ma zwolnienia, trzeba pracować jeszcze ciężej. Pierw pretensje, jak to mogłam się rozchorować, przecież mam dzieci. Potem żmudne leczenie, marudzenie bobasa, który nie toleruje leków w mleku mamy, częstrze wstawanie w nocy. Pomimo wszystkiego uśmiech na twarzy musi być.

Noce to ciężki temat, nie pracuje to muszę wstawać w nocy i pilnować, by mały nie budził reszty. Rano to samo, żeby chociaż inni mogli się wyspać.

Każda najmniejsza potrzeba jest sporym wyzwaniem. Kto nie próbował kupić ubrania z niemowlakiem na ręku i biegającym po całym sklepie brzdącem, chyba tego nie zrozumie. Samotne wyjście gdziekolwiek jest się niezłym wyzwaniem- kto zostanie z dziećmi, na jak długo? Z dnia na dzień powstaje długa lista spraw, które trzeba załatwić. Jak już wreszcie jest wolna chwila pędzi się od sklepu do sklepu, ćwiczy biegi długodystansowe w drodze do dentysty.

Mało kto docenia to, co się robi. Najczęściej słyszę:

– Jesteś w domu, masz tyle wolnego czasu, mogłabyś tyle zrobić, gdybyś chciała.- A ja pomimo że chce, nie wyrabiam się z codziennymi obowiązkami.

– Co ty robisz, jesteś nieodpowiedzialna, nie umiesz zajmować się dziećmi.

– Skoro wstajesz o 5 rano to masz tyle czasu na zrobienie wszystkiego.

– W domu zawsze jest syf – a po 3 godzinach sprzątania, gdy dzieci spały – trzeba było się tyle nie lenić.

 

Kto chce siedzieć w domu z dziećmi??

Roczek Damiana

Minął rok od czasu gdy Damianek pojawił się na świecie. Ze sporej kruszynki płaczącej i bezwładnie machającej rączkami  zmienił się w sprytnego brzdąca.

Ząbkowanie

Na ząbki kazał nam czekać do 10 miesiąca. Marudzenie i boląca dziąsełka dokuczały mu dużo wcześniej, ale samo przebicie poszło nie tak źle. Obyło się bez gorączki i ogromnego płaczu. Jak już się pierwszy pokazał, to po 6 tygodniach maluch miał już 6 białych perełek w buzi.

Chodzenie

Damian biega raczkując, chodzi podpierając się o meble, ściany, czy zabawki. Wchodzi sam na tapczan i potrafi z niego sam zejść. Wspina się na wszystko co się da. Trzymany za ręce nie lubi chodzić, zazwyczaj zaraz siada i biega na 4 kończynach. Jest odważny i chętny do odkrywania nowych zdolności. Potrafi stać samodzielnie przez moment i przejść 2-3 kroki od jednej podpory do drugiej. Zazwyczaj odwraca się od tapczana, staje bez trzymanki i ocenia odległość, jeśli jest blisko idzie, jeśli dalej raczkuje.

Kinga długo chodziła trzymając się za ręce, bała się puścić, nawet gdy pewnie stała już na nogach i biegała za rękę. Damian chwiejnym krokiem próbuje wszystkiego o własnych siłach. Jest to znacznie wygodniejsze, nie trzeba wciąż prowadzić dziecka w zgarbionej pozycji.

Poznawanie świata

Damian to bardzo ciekawski stworek, chce wiedzieć i widzieć wszystko. Gdy gotuje najchętniej siedział by w chuście i oglądał wszystko z góry. Zabiera mi sztućce i próbuje pomagać w przygotowaniach. Gdy jest głodny idzie do chlebaka, który stoi na niskiej półce i sam wyciąga sobie małe conieco. Złości się, że nie pozwalam mu zaglądać do lodówki.

Gdy słyszy echo domofonu piszczy i biegnie do drzwi. Jak tata wróci to pokazuje za okno (tata był na dworze). Gdy chce na spacer staje przy wózku i próbuje się do niego wgramolić, podaje mi kurteczkę i czapeczkę, by go ubrać. Gdy podczas raczkowania spada mu skarpetka i to zauważy, zdejmuje ją i przynosi mi bym mu ubrała- siedząc podnosi gołą nóżkę do góry.

Wspólna zabawa

Zabawa

Wspólna zabawa Kingi i Damiana to radość dla dwojga. Najczęściej to coś w rodzaju berka– Kinga jeździ autkiem-jeździkiem, a Damian ją goni, lub razem raczkują. I tak z pokoju do pokoju i z powrotem.

Czasem razem jeżdżą małymi autkami, lub siedzą pod stołem i wspólnie coś kombinują. Damianek również lubi rysować z siostrą, a gdy znudzi się rysowanie zaczyna z zapałem rzucać kredkami.

Rano, gdy tylko Kinga wstanie, Damian tupta do pokoju siostry, siada na foteliku i wyciąga książki, cieszy się ogromnie, gdy uda mu się przełożyć stronę.

Pewnego razu razem bawili się w pokoju. Gdy Kinga zauważyła że zaglądam od razu zareagowała:

– Mama nie wchodź, ja się bawię z bratem, widzisz Damian nie płacze.

Bobas na basenie

Damian na basenieW 5-tym miesiącu życia Damianek zapoznał się z trochę większą wodą niż domowa wanienka. Postanowiłam iść z nim na basen. Poszperałam w necie i znalazłam szkołe pływania „Delfinki”. Lokalizowałam baseny i wreszcie wybrałam dogodny termin na basenie z wygodnym dojazdem. Padło na OSiR Ochota. Tramwajem 20-40min (zależy czy to szał przedświąteczny, czy normalny dzień) i jakieś 5 min pieszo.

Pierwszy raz

Pierwsze zajęcia nie były najciekawsze. Brzdąca przestraszył hałas i zamieszanie. Płakał i kurczowo się mnie trzymał. Gdy wreszcie spodobało mu się pływanie na desce, chwil zabawy i było po wszystkim. Zajęcia dla maluszków trwają tylko pół godziny.

Rozkręcamy się

Kolejne zajęcia to już całkiem inna bajka. Damiana zaczęło interesować wszystko dookoła. Niekoniecznie zajęcia. Wielokrotnie nie mógł oderwać wzroku od kaskady w sąsiednim basenie. Spodobało mu się również łapanie zabawek i inne dzieci. Z zajęcia na zajęcia coraz chętniej się bawił, czasem machał ładnie nóżkami, ale chętniej liczył na to, że mama popływa za niego. Prysznic z konewki go nie zraził. Pierwsze nury również przebył twardo- z lekkim szokiem na twarzy, ale po chwili pojawiał się uśmiech. Gdy nauczył się siedzieć i nabrał więcej wprawy w poruszaniu chętnie raczkował po macie prosto do wody, sam dawał nura siedząc na brzegu.

Woda to jest to

Dla Damiana teraz nie straszna woda.  Siostra płacze gdy jej coś chlapnie na twarz, mycie głowy to wielki płacz. Natomiast bratu serwuje często mokre niespodzianki- a to kubeł wody na głowę w kąpieli, lub spryskiwaczem w twarz- a brzdąc się cieszy. Woda mu nie straszna. Gdy tylko słyszy nalewanie wody do wanny zaraz leci z okrzykami radości i już chce wskakiwać. Przed kąpielą trudno go rozebrać, bo już krzyczy, że chce do wody. A w wannie zabawy nie ma końca- pluskanie, chlapanie, przelewanie wody z kupka do kupka.

Pieluszki wielorazowe znów modne

Wiele osób kojarzy pieluszki wielorazowe z ciężkim losem i niewygodom czasów PRL i starszych. Tymczasem na zochodzie, ale również i u nas coraz modniejsze są pieluszki wielorazowe. Oczywiście nie chodzi o zwykłą terę zawijaną w ceratkę, ale o piękne pieluszki o rozmaitych kolorach i wzorach, o czym zresztą pisałam.

A dlaczego moda wraca??

Pieluszki wielorazowe pozwalają oszczędzić pieniądze i środowisko.

Przewijając dziecko 5-6 razy dziennie zużywamy na jednego maluszka 5000-6000 pieluch jednorazowych. To mnóstwo pieniędzy i 1,5 tony odpadów rozkładających się 500 lat! To jedna z niewielu rzeczy która wyrzucana jest większa niż nowa.

Korzystając z jednorazówek często rodzice czekają aż pieluszka dobrze się napełni, a powinno się ją zmieniać po każdym zmoczeniu.

Mokra jednorazówka ma intensywny niemiły zapach, który trwa i trwa. Czuć go na pupie dziecka, przy przewijaniu, ze śmietnika,a na wysypisku rozkłada się i dalej śmierdzi. Tetra wydziela nieprzyjemny zapach dopiero po paru godzinach.

Pieluszki jednorazowe zawierają do 300 substancji chemicznych, każda z nich może być przyczyną alergii.

Dzieci spędzają w pieluszce około 1000 dni, dlatego takie ważne jest, by czuły się w nich komfortowo. Pieluszki wielorazowe są naprawdę piękne i wygodne.

Dziecko w pieluszce jednorazowej ma zawsze sucho, dlatego trudniej mu nauczyć się kontrolować swoje potrzeby.

 

Polska jeszcze trwa w zachwycie rzeczami tanimi, wygodnymi i nie zawsze zdrowymi.

Mam nadzieje, że świadomość ekologiczna w nas się wreszcie przebudzi i wielorazówki staną się popularniejsze i bardziej dostępne.

 

 

 


„W głębi kontinuum” Jean Liedroff

okładka

Tym razem książka niestandardowa. Przeczytanie jej grozi kompletną zmianą poglądów na tematmacierzyństwa. Jestem pod niezwykłym wrażeniem jej treści.

Autorka książki żyła wśród wenezuelskiego plamienia Yequana i obserwowała ich podejście do dzieci. W książce porównuje ich i nasze wychowanie maluchów, tłumaczy wiele dzisiejszych problemów:

– skąd się bierze depresja poporodowa,

– dlaczego kobieta musi przeczytać kilka książek zanim zajmie się niemowlakiem,

– czemu niemowlęta mają kolki po mleku własnej matki,

– czemu nasze dzieci uciekają, mają niebezpieczne pomysły,

– skąd tyle krzyku i dziecięcej złości, ADHD,

– czy wszystko powinno kręcić się dookoła dziecka,

– czemu tak trudno namówić je do prac domowych,

– dlaczego nastolatki nie wierzą w siebie, cierpią na depresje.

To tylko kilka myśli zawartych w książce. Odpowiedzi nie są standardowe i na pewno wprowadzenie je w życie jest trudne. Podstawowa myśl to zaufać sobie, temu co podpowiada nam wnętrze, a nie stosować rady książkowe. Robienie czegokolwiek wbrew sobie, prowadzi do zagubienia i niechęci.

Cywilizowany świat podsuwa nam mnóstwo rzeczy, by upiększyć świat dzieci – wózki, karuzele, kojce, piękne ubranka, kolorowe zabawki. Tak na prawdę niemowlę jedyne co potrzebuje to bliskość matki, czuć że jest kochane. Ono chce poznawać świat w ramionach bliskiej osoby, chce być tam gdzie wszyscy, uczestniczyć w życiu rodzinnym, być jego częścią, a nie centrum. Pozostawienie płaczącego maluszka wśród pięknych zabawek w cichym pokoju to dla niego koszmar nicości.

Autorka radzi wyrzucić wózek, wsadzić dziecko w chustę i robić wszystko, jakby dziecka z nami nie było. Dziecko chce poznawać świat dorosłych, wszystko widzieć i słyszeć. Wychowanie w bliskości to jest to.

Obserwując Kingę i Damian zaczęłam na niektóre rzeczy inaczej patrzeć. Sprawdza się wiele myśli zawartych w książce. Trudno jednak w pełni poddać się myśli kontinuum. Musi chcieć tego cała rodzina, inaczej nie jest to proste. Warto jednak próbować.

Wszystkim rodzicom serdecznie polecam tą książkę. Można się z niektórymi poglądami nie zgodzić, ale przeczytać na prawdę warto. Im wcześniej, tym lepiej, byście potem nie żałowali.

 

Zegar słoneczny

Okna sypialni skierowane na wschód pozwalają podziwiać piękne wschody słońca. Zwłaszcza jeśli ma się brzdząca, który wstaje razem ze słońcem, a zimą jeszcze wcześniej. Budzik, który stoi na parapecie dzięki małym rączką często zwiedza zakamarki pokoju i nie zawsze wieczorem wraca na swoje miejsce. Dlatego nauczyłam się określać czas po wysokości słońca nad horyzontem.

Dziś rano również małej białej kostki obwieszczającej czas na parapecie nie było. Wyjrzałam za okno ledwie otwartymi oczami i ujrzałam świetlisty krąg wznoszący się niewiele nad horyzontem.

– Oj, kochany do 5 to jeszcze trochę czasu zostało- stwierdziłam z bólem.

Nakarmiłam brzdąca – nie zasnął, zaczął brykać. Poleżałam trochę bo oprzytomnieć, wstałam i wpakowałam małego w chustę z nadzieją, że może jednak zaśnie.

Po 5 oczy zaczęły mu się trochę zamykać, ale z pokoju kingi dochodziły już dźwięki przestawianych zabawek. Zrezygnowałam z usypiania i tak już bym się położyć nie mogła. Gdy po nocnej zabawie zdarza się Damianowi pospać do 7, to potem tylko słyszę, że się długo wylegiwałam.

Category: ogólne  Leave a Comment