Archive for » 2011 «

Świątecznie w przedszkolu

Ubieranie choinki

Kolejna zabawa w przedszkolu za nami. Rodzice zostali zaproszeni na wspólne ubieranie choinki w sali. Wybrałam się wraz z Damianem. Weszliśmy do sali gdzie biegało sporo dzieci, inne wraz z rodzicami robiły ozdoby choinkowe. Mały było początkowo onieśmielony, rozglądał się po sali, ale gdy już zlokalizował zabawki, zszedł z moich rąk i potuptał do wózków z lalami. Zainteresował go również sklepik, wiec gdy tylko opustoszał mały wszedł za ladę i wystawiał produkty licząc coś na klawiaturze.

Kinga zawiesiła na choince co miała, trochę gotowych ozdób i parę własnoręcznie wykonanych. Gdy część obowiązkową miała za sobą zaczęła biegać z koleżankami.

Najlepsza zabawa się zaczęła gdy dziewczyny zaczęły szaleć z kolorowymi łańcuchami – bieganie w koło z gwiazdą z łańcuchów w środku, robienie fal, było super. Niestety łańcuchy trochę na tym ucierpiały i pani skonfiskowała te ozdoby w niecodziennym użyciu. I tak radości nie było końca, wyszliśmy jedni z ostatnich. Takie banalne spotkanie, a tyle szczęścia- bo mama jest wreszcie w przedszkolu.

Jasełka

W zeszłym tygodniu rodzice zostali zaproszeni na jasełka wystawiane przez nasze pociechy. Do zaproszenia Kinga dopisała swym magicznym pismem, że zaprasza również Damianka i babcie – o wszystkich pamięta. Udaliśmy się wiec na to przedstawienie.

Dzieci wkroczyły do sali poprzebierane za mikołaje, aniołki i śnieżynki. Gdy już każdy maluch zlokalizował znajome twarze na widowni, można było zacząć pokaz. Były kolędy, piosenki zimowe i wierszyki. Kinga oczywiście pokazywała z zapałem i głośno śpiewała, choć czasem odwrócona tyłem .

– Bo oglądałam zwierzątka, które wchodziły do szopki. Ale głośno śpiewałam – podkreślała- słyszałaś jak głośno.

Po występie był oczywiście poczęstunek. Dzieci zajadały dobrocie, a następnie ruszyły do zabawy. Kinga-śnieżynka doczekał się wreszcie możliwości ponoszenia skrzydełek aniołka. Biegała w nich radośnie po sali.

Dla nas to spotkanie było częściowo pożegnalne. Na święta czeka nas przeprowadzka i powrót na swoje. Na pewno będzie dobrze, ale tego przedszkola, zaprzyjaźnionej grupy najbardziej bedzie żal. Kinga zrobiła sobie zdjęcia z paniami, z akwarium, z ulubioną Milenką.

Początki nie były łatwe, ale teraz cieszyła się z każdego dnia w przedszkolu. Koleżanki, nowe piosenki, wierszyki, przedstawienia i koncerty – są rzeczy które trudno dziecku zapewnić w domu, zwłaszcza jesienną porą, gdy na dworze pustki. Dla tak towarzyskiej i żywiołowej osóbki jak Kinga przedszkole to wspaniałe miejsce odkrywania rzeczy nowych. W towarzystwie chętnie je, uczy się i dostosowuje się do panujących zasad. Oczywiście narzeka jeszcze czasem, że tam nie można biegać, ale nadrabia to zazwyczaj w drodze powrotnej do domu.

Szkoda opuszczać wspaniałe miejsca, ale nigdy nie wiemy co nas jeszcze czeka. Może tam gdzie trafimy spotkamy równie kochanych ludzi, inne cudowne miejsca. Przygoda trwa i niesie nas do Gdańska. Pozostaną miłe wspomnienia i miejsce na ziemi, które przez niedługi czas było naszym domem.

Ekologiczna choinka

Choinka 2010 - WarszawaChoinka dla naszych pociech to bardzo ważny znak nadchodzących świąt. Ubieranie jej to niesamowita frajda, robienie ozdób to sztuka tworzenia, a prezenty pod nią to sama radość. Wśród świątecznych przygotowań pojawia się więc pytanie:
-Jaką choinkę wybrać, sztuczną czy prawdziwą?

A ja zadam inne pytanie: Która jest bardziej przyjazna środowisku? Teraz ekologia taka modna, warto więc się nad tym zastanowić.
Słyszałam bowiem opinie – „ja mam sztuczną, bo poco mają wycinać drzewa”. Ale czy to naprawdę jest ekologiczne?

Popatrzmy na to dokładniej:

Choinka sztuczna

  • Jest tańsza, raz kupiona starczy na lata.
  • Nie trzeba po niej sprzątać.
  • Służy nam powiedzmy przez 10 lat, a potem rozkłada się przez 300 lat.
  • Jej produkcja zużywa energię i surowce.
  • Jest zbiorowiskiem kurzu, ile osób kąpie takie cacko choć raz w roku?
  • Wymaga sporej ilości miejsca na przechowywanie przez 11 miesięcy w roku.
  • Jest prawie jak żywaprawie robi dużą różnicę.
  • Nie pachnie.
  • Zbyt idealna jak na naturę.

Żywa choinka

  • Wycinana z lasu lub z plantacji, ale na jej miejsce wyrośnie kolejne drzewo, a zanim będzie wycięte dostarczy nam sporej ilości tlenu. W lasach konieczna jest czasem wycinka, to czemu te drzewa mają się marnować.
  • Sypią się z niej igły – ale jeśli kupimy dobre gatunkowo drzewko, może uschnąć, ale igieł nie zgubi.
  • Jest droższa, ale potraktujmy te pieniądze jako inwestycje w zieleń, to jak akcja „sadzimy drzewa„- kupisz jedno, to posadzą kolejne.
  • Można kupić drzewko w doniczce i po świętach wysadzić do ogrodu.
  • Po uschnięciu może być spalona, kompostowana, lub zjedzona przez słonie.
  • Jest wielką atrakcją dla dzieci, pachnie, wypełnia dom świątecznym nastrojem.
  • Co roku inna, niepowtarzalna
Wybór należy do nas – my wybieramy żywą, zazwyczaj jodłę kałkaską. Jest trochę droższa, ale za to igłami nie sypie i ma piękne gęste gałezie.

Nowy wózek – Baby Dreams SPRINT

wozekTak to z rzeczami bywa, że się psują. Nasz zasłużony zielony powóz dziecięcy również się przemęczył. Wracaliśmy właśnie za sporego spacerku. Dzieci były zmęczone więc Damian poszedł na opa do taty, a Kinga wsiadła do wózka. Od razu odzyskała siły, aż w pewnym momencie zaczęła tak fikać, że wózek poszedł w dół, pękła jedna z rur stelarza. Na szczęście do domu nie było daleko i jakoś doszliśmy.

Wózek-parasolka jeszcze nam został, ale po kilku spacerach miałam go dosyć – nie da się prowadzić jedną ręką, nie ma miejsca na zakupy i jest za wąski na podjazd do klatki. Zielony pojechał do Torunia, dziadek kombinował, najeździł się, ale coś wymyślił, ale nie poskutkowało.

Ostatecznie stwierdziłam, że może się rozejrzeć za jakimś innym używanym. Decyzja zapadła i zaczęłam przeglądać wszystkie portale. Parę dni polowałam, przeglądałam, czytałąm fora z opiniami i wybierałam.

Nie było łatwo ze względu na liczne wymagania:

– cena do 150zl,

– duże koła, zwrotne,

– duży kosz na zakupy solidnie zamocowany,

– siedzisko rozkłądane do pozycji leżącej,

– pełna rączka,

– lekka aluminiowa rama,

– dostępny niedaleko,

– składany do mniejszych rozmiarów niż poprzednik,

– wózek spacerowy bez gratisów typu gondola, fotelik itp.

Wreszcie decyzja zapadła i kupiłam trochę brudny z niewielkimi uszkodzeniami estetycznymi, ale w pełni sprawny Baby Dreams Sprint. Po przepraniu prezentuje się bardzo dobrze i jest naprawdę wygodny.

Wady oczywiście ma:

– dziurki w daszku, ponieważ przy składaniu uderza on o wystające elementy,

– twarde zawieszenie jest ok pod warunkiem, że nie jedzie się kamienistą drogą w parku,

– podnóżek nie ma blokady wiec po podniesieniu łatwo opada, więc jak Damian zaśnie nóżki mu zwisają,

– kosz na zakupy ma duży, ale przechodząca przez niego rura utrudnia wykorzystanie całej objętości.

Zalety:

– zwrotne koła są rewelacyjne, prowadzi się go leciutko i nie ma problemu ze skręcaniem,

– może pomieścić dwoje dzieci – zmęczona Kinga staje sobie z tyłu,

– jest lekki – waży 8kg,

– łatwo odpinana barierka ułatwia szybkie i sprawne wysiadanie malucha,

– jak nawali duża winda, składam go i wsiadamy do małej, nie muszę prosić sąsiadów o przejście do 2 klatki.

 

Pasowanie na przedszkolaka

Przygotowania

Kilka dni przed uroczystością Kinga przybiegła z sową-zaproszeniem dla rodziców. Bardzo się cieszyła na ten dzień, w kalendarzu skreślała dni.

– Tata się zdziwi jak będę występowała. Zdziwi się, bo ja nie będę sama tylko całą grupa będzie występować, wszystkie dzieci z naszej grupy, oj zdziwi się…. Mama, będzie mnie oglądała, tata będzie mnie oglądał i Damianek też.

Cieszyła się ogromnie, że przyjedzie babcia, ostatecznie zjawiła się ciocia.

Kupiłam jej elegancką białą, bluzeczkę z kołnierzykiem. Zastanawiałam się czy będzie chciała ją ubrać, a ona była zachwycona, przymierzyła i nie chciała zdjąć.

– Ale jestem egegancka, zrobimy uroczystość?- i biegała w  bluzce po domu.

Uroczystość

Gdy nadszedł ten wielki dzień wszyscy zaproszeni w napięciu zasiedli w sali gimnastycznej czekając na małych bohaterów. Z małym opóźnieniem wkroczyła grupa maluchów w asyście starszaków. Kinga miała tak poważną minę, że ledwo ją poznałam. Gdy zasiadła na ławeczce i zobaczyła znajome twarzy od razu się rozpogodziła.

Starszaki odśpiewały hymn przedszkola i nadeszła pora na występ maluchów. Bohaterowie dnia wkroczyli na scenę w uniwersyteckich czapkach, z przypiętymi medalami, dziewczynki w żółtych spódniczkach, a chłopcy w krawatach z żółtej krepy.

Mówili wierszyki, zaśpiewali kilka piosenek, w tym największy przebój „Idzie sobie przedszkolaczek”. Kinga bardzo żywiołowo śpiewała i pokazywała. Potem nastąpiło uroczyste pasowanie wielkim ołówkiem. Każdy nowy przedszkolaczek podchodził do pani dyrektor, był pasowany, a następnie dostawał dyplom i książeczkę. Po wszystkim oczywiście nie zabrakło słodkiej przekąski, a raczej uczty przy bogato osłodzonym stole. Kinga była szczęśliwa i ciągle pytała:

– Tata widziałeś jak występowałam? Podobało ci się? Widziałam jak biłeś brawo.

Damian cały występ przesiedział na moich klanach jak aniołek przyglądając się ludziom, sali i przedstawieniu. Po części oficjalnej się rozkręcił, sprawdzał małe foteliki, oglądał zabawki i skosztował trochę słodkości.

 

Figa z Makiem

Pisałam już o Psotku do którego Kinga bardzo lubi chodzić. W ostatni weekend jednak postanowiłam namówić ją na odwiedziny w innym miejscu, w pobliskiej Fidze z Makiem. To klubokawiarnia, która oferuje wiele zajęć dla maluchów, dziś jednak były odwołane i sala była wolna. Udaliśmy się wiec na zwiady. Miejsce to jest bardzo popularne, piszą o nim w gazetach, pojawiało się na Planecie Dziecko.

Do tej pory nie zaszliśmy tam z 2 powodów:

– gdy Damian był malusi, nie za bardzo wiedziałam co bym z nim tam robiła, bo z wózkiem wjechać się nie da,

– Zazwyczaj w sali zabaw odbywają się zajęcia na które brak wolnych miejsc.

W sobotę poszliśmy sprawdzić to oblegane miejsce. Kinga była nieśmiała, ale w końcu poleciała się bawić, Damian również. Z kawiarni do sali zabaw prowadzą tylko wąskie drzwi, wiec mały bał się sam zostać, musiałam się przenieś do sali zabaw. Damian dorwał instrumenty, a Kinga domek MyLittlePetShops i byli zadowoleni.

A co do mnie- jestem bardzo zawiedzina tym miejscem:

– kawiarnia z małym sklepikiem jest strasznie ciasna, kilka rozstawionych stolików między którymi trzeba się przeciskać, brakuje miejsca nawet przy niedużym ruchu,

– wąskie przejście do sali zabaw powoduje, że wciąż tłoczą się w nim rodzice zaglądając, co tam robią maluchy,

– sala zabaw również mała i dość pusta, przez co echo strasznie potęguje krzyki dzieci- Kinga popłakała się, że jest za głośno,

– podłogi i ściany w kiepskim stanie, rodem z PRLu, przydałoby się zadbać o aranżacje wnętrza, zwłaszcza sali zabaw,

– rodzice nie widzą dzieci, wiec maluchy się biją niezauważone,

– mała przestrzeń, wiec strasznie duszna,

Co do plusów to:

– dobra kawa i ciekawe przekąski,

– to najbliższe dla nas takie miejsce, ale na szczęście nie jedyne,

– ciekawe zajęcia dla maluchów, skoro Kinga już w dzień raczej nie śpi, to może z czegoś uda się skorzystać.


Opuściłam to miejsce po 2 godz. z bólem głowy (od hałasu i duchoty), w niedziele było lepiej, bo byliśmy sami. Kindze ostatecznie spodobało się  i były problemy z wyjściem.

Po odwiedzeniu tej malutkiej, dusznej kawiarenki pełnej gości poczułam jaką siłę ma dobra reklam i pomysł. O wiele ciekawszy i przestronniejszy Psotek świeci pustakami, a tu wciąż ktoś zagląda.

 

Msza dziecięca

 

Ostatnio czytałam artykuł o miejscach gdzie dzieci są niemile widziane. To skłoniło mnie do poruszenia paru tematów.

Chodzenie na mszę wraz z maluchami często jest niezłym wyzwaniem. Dzieci się nudzą, nie mogą usiedzieć w ławce, marudzą. Trudno więc się skupić i w pełni uczestniczyć we mszy. To wszystko prawda, ale czy zawsze??

W naszej tymczasowej parafii irytuje mnie w ogłoszeniach prośba o pilnowanie dzieci, by nie rozpraszały innych. Rozumiem, że może to przeszkadzać, ale jest przecież msza dziecięca, wówczas ich obecność nie powinna nikomu przeszkadzać. Jeśli ktoś nie lubi takiego sąsiedztwa, to niech wybierze inną mszę. A że średnia wieku na mszy dziecięcej jest grubo powyżej 50 to już nie dzieci wina. Zresztą to msza dziecięca głównie z nazwy, jedno na co można liczyć to kazanie dla dzieci, jeśli nie ma wakacji, czy listu duszpasterskiego.

Całkiem inaczej sytuacja przedstawia się w naszej Gdańskiej parafii Stanisława Kostki. Tu msza dziecięca jest od wejścia do wyjścia, prowadzi ją proboszcz i podbija serca maluchów.

  • Śpiewy tylko dziecięcych pieśni, na koniec wiązanka z pokazywaniem,
  • tylko jedno czytanie i ewangelia,
  • kazanie z udziałem dzieci,
  • modlitwa wiernych = dzieci, czyli „za całą rodzinę” do nieskończoności,
  • komentarze objaśniające najważniejsze momenty eucharystii,
  • ogłoszenia skrócone do minimum, przedstawione w przystępnej formie,
  • „serdecznie witam wszystkich parafian, oraz gości” podbija serca każdego,
  • niespodzianki (cukierki) przy wyjściu z okazji Mikołajek, imienin proboszcza, itp.
  • na zakończenie „Niechaj będzie pochwalony” odmawiane wspólnie z księdzem.

Na taką mszę dzieci idą z chęcią i nikomu nie przeszkadza, że tańczą na środku kościoła. Oby takie msze były w każdej parafii.

 

Zanim włączysz dziecku telewizor

Należę do osób, które traktują telewizor jako mebel, gdy nie ma innych w domu potrafię przez kilka dni go nie włączać. Nie jestem w stanie obejrzeć jednego dnia więcej niż jeden film, a w czasie reklam wychodzę z pokoju, lub je przewijam. Więc, tak naprawdę wolałabym się pozbyć tego ekranu i wychowywać dzieci bez telewizji, ale nie mieszkam sama.

W dzisiejszych czasach większość osób nie wyobraża sobie życia bez telewizora. Często dzieci od pierwszych miesięcy życia przyzwyczajane są, że to coś świeci i gada, z czasem zaczynają poświęcaj „temu czemuś” coraz więcej uwagi. Rodzi się pokusa, by włączyć dziecku bajki, by mieć je na jakiś czas z głowy -„przecież one też są pouczające, niegroźne”- czy na pewno??

Kinga miała nie oglądać TV do 2 roku życia, ale zanim osiągnęła ten wiek już miała okazje „bo to tylko bajka, pouczająca”, „bo to notowania giełdowe, to niech się uczy”. Gdy już zaczęła rozumieć i oglądać bajki z zaciekawieniem twardo trzymałam się zasady, rano „Klub przyjaciół myszki Miki” i koniec. Wyłączałam telewizor i nie było żadnego płaczu. Znacznie trudniej było gdy tatuś puścił bajki wieczorem, im dłużej oglądała tym trudniej było ją oderwać, bo jeszcze jedna itp.

Wyjazd do Warszawy był przełomem- nie mieliśmy tam telewizora przez parę miesięcy. Czasem puściliśmy Kindze bajkę na komputerze. Ale ogólnie nie było TV, więc nie było problemu.

Pojawienie się szklanego ekranu sporo zmieniło, nie spodziewałam się że to będzie tak wielka zmiana. Większa dostępność bajek, więc więcej marudzenia, płacz przy wyłączaniu, czasem bunt i krzyk. Problemem było nie tylko przerwanie oglądania. Kinga stała się również mniej posłuszna na spacerze i bardziej rozdrażniona.

Zauważyłam ścisłą zależność między czasem spędzonym przed TV, a łatwością komunikacji z nią. Największy wpływ miało ranne oglądanie. Po spędzonych 2h przy bajkach (przy wczesnym wstawaniu tak się zdarzało) była bardzo pobudzona, ciężko było namówić ją do współpracy, szybko wpadała w złość i zaczynała tupać nogami, buntowała się z byle powodu i często krzyczała, że chce bajkę. Bywały jednak poranki gdy udawało nam się wcześnie zacząć zabawę i płynnie przejść do śniadania i innych zajęć. Wówczas Kinga przypominała sobie o bajce dopiero gdy szłam koło 10  karmić Damiana. Po obejrzeniu jednej bajki, bez problemu zbierała się na spacer. Spacer to w końcu niezła alternatywa.

Teraz wypracowaliśmy plan – bajka na rozbudzenie i bajka do spania, choć te pierwsze zdarza nam się pominąć. Po dłuższym nieplanowanym oglądaniu bywają problemy z wyłączeniem, ale coraz częściej Kinga sama stwierdza, że już dość, bo oczka będą boleć. Bardzo nie lubię taty metody włączania bajki „by się uspokoiła”, skutkuje to tym, że gdy coś zbroi, lub jej się nie spodoba zaczyna płakać i krzyczy „bajka”. Zresztą dzieci szybko się uczą co u kogo da się uzyskać. Gdy jestem z nimi sama przez kilka dni telewizor włączamy bardzo rzadko, a zdarza się że Kinga wita tatę i już prosi o bajkę. Coraz częściej jednak pozwala przełączyć na wiadomości.

Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że przy ilości pracy przy dwójce maluchów, czasem dobrze jest włączyć dziecku TV by mieć chwilę spokoju. Jednak tak naprawdę gdy dzieci są we dwoje, potrafią się świetnie razem bawić, a ja zyskuje chwilę na domowe prace. Bajki się przydają głównie gdy usypiam Damiana, by Kinga wyciszyła się przed zaśnięciem.

Mamy i nianie na placu zabaw

Kończy się sezon obleganych placów zabaw, część dzieci poszła do przedszkola, inne siedzą w domu, a na dworze spacerują pojedyncze pociechy z opiekunami.  W związku z tym pora na małą refleksje.  Z Kingą i Damianem codziennie chodziliśmy na place zabaw, te mniejsze i te większe oblegane przez sporą grupę dzieci. To dla Kingi była wspaniała okazja do zabawy z rówieśnikami, a dla mnie okazja obserwacji i przemyśleń.

Na spacery z dziećmi chodzą mamy, babcie lub nianie. Zazwyczaj bez problemu można rozpoznać kto jest kim, oczywiście są wyjątki- nieliczne.

Mamo pobaw się ze mną!

Poznałam kilka mam z okolicy, zawsze wspólny temat się znajdzie, jak już dzieci razem hasają. A jak rozpoznać mamę na placu zabaw? Nie tylko po wieku, mamy biegają za dziećmi, robią z nimi babki z piasku, wymyślają zabawy, są wciąż w ruchu, obok dziecka. Inne dzieci również lgną do tych osób, zagadują, czują bijące od nich ciepło.

Ciocie i babcie choć mniej żwawe również dotrzymują kroku dzieciom, oferują swoją pomoc, picie i jakieś przekąski.

Stowarzyszenie niań

Klasyczna niania to emerytowana przedszkolanka. Ogólnie wiek babciny przeważa. Nianie tworzą odrębną społeczność, umawiają się ze sobą na wspólne spacery z dziećmi. Przychodzą na plac, zajmują ławeczkę i zaczynają się plotki. Dzieci mają wolną wolę, mogą w zasadzie wszystko. Niania tylko od czasu do czasu rzuca okiem, sporadycznie zwróci uwagę, że innych się nie bije. Gdy dziecko coś chce przecież samo przybiegnie. Nianie odpoczywają i uświadamiają inne, początkujące:

– Pani sobie siedzi, my się jeszcze dzisiaj napracujemy po powrocie do domu.

Sporadycznie zdarzają się nianie młode, w wieku studenckim. Te niedoświadczone są gorliwsze, starają się być dla maluchów jak matki. Choć może czasem nie dają sobie z czymś rady, są jednak bardziej czułe. Spotkałam nawet jedną noszącą dziecko w chuście, ciekawe czy nianie starszej daty dałoby się na to namówić?

My i one

Co ciekawe różnice te dzielą znacznie, trudno nawiązać kontakty między grupami. Owszem, miałam okazję rozmawiać z kilkoma nianiami, głównie dlatego, że nasze dzieci wspólnie bawiły się na spacerze, lub na pustym placu. Jedną uważam za wyjątek, potwierdzający regułę. Inna choć dość standardowa, ale zaczęła rozmowę. Są jednak takie, że choćby nikogo nie było, z matką nie porozmawiają, a nawet dzień dobry nie odpowiedzą.

Wiedząc to, co zaobserwowałam naprawdę zastanawiam się czy doświadczenie ma takie znaczenie, czy nie lepiej zaufać młodej osobie, która dostosuje się do naszych zasad, a nie „wychowa dziecko pod siebie”.

Domowe przedszkole

Kolejny weekend w domu tylko z maluchami. Zastanawiałam się jak to będzie. Czy Kinga będzie płakać za tatą. Czy ząbkujący Damian da mi popalić?…

Dzieciaki wciąż zakatarzone i kaszlące, wiec postanowiłam je nieco potrzymać w domu. Zwłaszcza że termometr za oknem obwieszcza nadejście pory chłodu.

Kinga szczęśliwa, że jest sobota i może pobawić się z bratem, od rana zarządziła przedszkole. Ona to pani Asia, a Damian to Kuba, mama – pani Ela (dorywczo pan od angielskiego). Dom został podzielony na poszczególne sale, a pani Asia zwoływała dzieci do pociągu i szła z nimi na poszczególne zajęcia. Z takiej zabawy można więcej się dowiedzieć o przedszkolu, niż z opowiadań Kingi.

Pani Asia troskliwie zajmowała się Kubą, wymyślała zabawy, tłumaczyła różne rzeczy, czytała wierszyki. Wykazywała nadzwyczajną cierpliwość i wytrwałość, której zazwyczaj Kindze brak.

……

Bawili się dużymi autami. Kinga wsiadła na jeździka i odpychała się sama, za sobą ciągnęła Damiana w wielkiej wywrotce. Innym razem pchała Damiana, ostrożnie zakręcając, w końcu:

– Już starczy Damianku- powiedziała zatrzymując się przy koszu z zabawkami. Damian wyraźnie dawał znać że chce jeszcze. – No, bobrze jeszcze jedno kółeczko, ale potem już koniec, ok?

…..

– Dzieci ustawiamy się do pociągu i idziemy na angielski! – wołała Kinga (w roli pani Asi) stojąc w drzwiach i klaszcząc w ręce. – Proszę, Kuba ustaw się do pociągu, brawo, to idziemy.

W drugim pokoju:

– Proszę dzieci, siadamy  w kółeczku, nóżki na kokardkę i słuchamy pana. – Choć nauka siadania po turecku Damiana nie wyszła jej.

……

– Choć Damianku, leci ci katarek, trzeba wytrzeć nosek – Kinga z bratem za rączkę powędrowała do przedpokoju, wyjęła chusteczkę i delikatnie wycierała mu nosek. – Mama pomóż, bo Damiankowi leci katarek, wytarłam mu nosek tak delikatnie.  – Opowiadała prosząc o pomoc.

…..

Kinga wpakowała się wraz z ukochanym kocem do szafy służącej za schowek. Miejsca już nie było, ale gdy przeszedł Damian posunęła się dalej – Choć Damianku, choć, zobacz zmieścisz się. – Po czym zrobili wielki przegląd zawartości wsadzonych do szafy siatek.

…..

W niedzielę Damian od 3 spał kiepsko, wstał 6;30 i włączył mu się program „jedzenie” tzn. chcę wszystko, nawet to co nie lubię, najwyżej wyrzucę gdzieś po drodze. Za niedługo obudziła się Kinga i po wspólnym śniadaniu znów zaczęła się wesoła zabawa. Trochę tańczyliśmy. Ale Damian zna tylko jeden sposób tańca – kręcić się w miejscu do upadłego, a im bardziej się w głowie kręci, tym weselej. Miejsce określone – koniecznie na podłodze przy kaloryferze. A do tego można jeszcze się zakręcić w firankę.

Popołudniu Damian obudził się z obolałymi dziąsłami, nic go nie mogło pocieszyć i zadowolić. Wciąż chciał na ręcę i pod żadnym pozorem nie pozwalał usiąść, tylko noszenie. Moje plecy już nie znoszą tak dobrze dźwigania tego 11-kilogramowego kręcącego się klopas. Częsty płacz malca w końcu obudził Kingę, ta zła przyszłą do pokoju. Nastrój ten nie chciał jej minąć. Bajka na rozbudzenie nie pomogła, były wiec ciągłe sprzeczki i bitwa o zabawki, płacz na dwa głosy.

Po jakimś czasie wpadła Marta, namówiła wreszcie Kingę do wspólnej zabawy, a ja z Damianem wyniosłam się do kuchni. Trochę rozłąki uleczyło nieco nastrój, choć dalej wybuchały sprzeczki.  Zabawa latarkami w ciemnym pokoju podobała się obojgu.

W końcu po 20 zaczęłam kłaść spać, pierw Damian, a potem Kinga. O 21 wreszcie cisza i spokój.

Przedszkole w kinie

Tak  czas leci i nasze wspólne zmagania, że do tej pory Kinga nie była w kinie. Widziała Disney on ice na Torwarze i była zachwycona. Do kina planowaliśmy z nią iść ale jakoś nie wyszło.

A tu niespodzianka w poniedziałek całe przedszkole pojechało na bajkę „Mniam!”. Dla małej było to niezwykłe wydarzenie, pierwszy raz w kinie i pierwszy raz jechała autokarem.

Relacjonowała tak:

– A wiesz mama jak się nazywał ten autobus? AUTOKAR –  był taki duży, że wszyscy się zmieścili. W środku było jak w domu – miał okna i zasłonki.

– A w kinie jest taaki duży telewizor, przechodziłam koło niego. A bajka była o koleżance Nemo, która nie miała rodzinki, ale miała przyjaciela – rekina.

Damianowi tez ten dzień się podobał. Pierw pojeździł sobie w wózku po zakupy i do urzędu ( jak dobrze, że Wawa ma urząd w każdej dzielnicy). Wracając kibicował graczom na boisku zajadając banana i pochodził po parku. Gdy dotarliśmy pod przedszkole okazało się, że dzieci jeszcze nie przyjechały. Schowaliśmy się wiec na przedszkolnym placu zabaw, by mały miał zajęcie, a Kinga nie widząc nas i ładnie zjadła obiad.

Autokar przyjachał, dzieci wysiadły, potuptały do przedszkola myć rączki i zjeść obiadek. W tym czasie Damian wyprubował wszystkie atrakcje na dworze. Pojeździł na autkach, odwiedzał domki, wchodził na drabinki i jeździł wózeczkami.

Gdy weszliśmy do szatni rodzice dalej czekali, również mamy z maluchami. Damian znalazł sobie towarzystwo i bez strachu podreptał z szatni na korytarz przedszkolny. Tam podziwiał duże auta, motory, misie i wszystko co kolorowe. Już prawie wbiegał do sali Kingi widząc wszystkie atrakcje. Wreszcie przyszła uradowana siostra i zamiast zbierać się do wyjścia zaczęła się bawić z bratem. Jest mama i brat to po co się gdzieś śpieszyć.