Archive for » 2014 «

Przedświąteczne porządki

Skończył się czas działkowo-ogrodowy. Było co robić, przeglądać, wyrzucać, wycinać. Porządkując działkę wywiozłam na złom ponad 200 kg!! Dostaliśmy kopalnie złomu, czy działkę uprawną – oto jest pytanie?

Teraz przyszedł czas na dom – postanowiłam wziąć się za przegląd dobytku. Trochę tego u nas jest przy trójce dzieci, w mieszkaniu po dziadkach, ze sporym strychem. Jest gdzie zaglądać.

Tak więc stopniowo przeglądam szafy dzieci i wory ubrań na strychu, za małe i zbędne rozdaje znajomym. Karolina jako najmłodsza dysponowała ponad 10-cioma czapkami, trzema kurtkami i mnóstwem bluzek, body i spodni. Potrzebna była mała selekcja, by ubrania pomieściły się w szafce, a po częstym „ich wietrzeniu” przez najmłodszą nie było tyle układania.

Przegląd kuchni wykazał duży nadmiar pokrywek po spalonych garnkach – przy małych dzieciach takie wypadki to norma. Wykopałam również zachowane 3 różne zestawy podstawek do szklanek – a ja nie używam szklanek do herbaty! Różnego rodzaju szklanki do zimnych napoi, no i kieliszki, a jesteśmy abstynentami. Bibeloty i zbędne akcesoria wystawiałam koło śmietnika- tylko doniczki doczekały następnego dnia.

Różnorakie ciekawe butelki, wełny, nadmiar szyfonów i wstążek powędrowało do szkoły na zajęcia plastyczne. Twórczość kreatywna nas kręci, ale ilość materiałów przerasta nasze możliwości przerobowe. Więc czemu nie podzielić się z innymi?

Najwięcej zbędności zalega na strychu, to często większe gabaryty, więc podstawowy problem jak to z stamtąd ściągnąć? Była zbiórka wielkich śmieci, ale wyniesienie starej lodówki, czy fotela jest trochę ponad moje siły. Pomocne okazały się ogłoszenia, jak się trochę poczeka to i na starocie znajdzie się chętny, który to co chce zniesie ze strychu. Sprzedałam lampy, dywany, szafki i nawet stary fotel (to już za free). Co do lodówki to muszę chyba znaleźć silnego złomiarza, takie rzeczy to nawet za darmo mało kto weźmie, a tu jeszcze wynieść trzeba.

Co do moich ubrań i nielubianych maskotek to zebrałam dwa wory różności i czekają na zbiórkę Caritasu- jeżdżą co jakiś czas i zbierają spod domów. Wolę poczekać niż wynosić do kontenerów, by inni na tym zarabiali.

Stare pledy, smycze, miski trafiły do schroniska, droga nie była daleka, zbiórka organizowana była w szkole.

WOW, w ciągu dość krótkiego czasu udało mi się uszczuplić nasze magazyny różności. Zawsze na duchu trochę lżej. Przyjdą święta, prezenty – będzie gdzie magazynować kolejne pudła…

Darmowy Elementarz

Głośno było o Elementarzu przygotowywanym dla pierwszych klas. Miał być darmowy- super sprawa. Na pierwszym zebraniu mieliśmy dostać to cudo. Byłam przygotowana na jedną książkę. To co zobaczyłam przeraziło nie tylko mnie. Zestaw do pierwszej klasy to 17 książek!

IMG_2673

– elementarz,

– 5 części podręcznika,

– 5 ćwiczeń z matematyki,

– 5 ćwiczeń z polskiego,

– książka i ćwiczenia do angielskiego.

WOW jak oni to w rok przerobią?? Nad tym głowili się wszyscy rodzice, tyle materiału. Wychowawczyni uspokajała, że nie będzie tak źle, że to wiele zadań szybkich, na zasadzie zabawy. No zobaczymy, jak to będzie w czerwcu. Niepewności trochę jest.

Co do kosztów to owszem poza religią dostaliśmy książki za darmo – ćwiczenia na własność, a podręczniki wypożyczyliśmy z biblioteki. Każdy rodzic musiał podpisać umowę użyczenia, każda książka ma swój nr biblioteczny, więc na koniec roku musi wszystko się zgadzać. Dzieci nie mogą pisać w podręcznikach ( to mnie denerwowało, nie można wprowadzić dawnej zasady, że podręcznik to podręcznik, a piszemy w ćwiczeniach – dzięki temu książki mogą służyć kilku rocznikom, nawet te kupione). Podręczniki biblioteki mają być dla 3 roczników – to ten ostatni będzie miał wreszcie okazję powyklejać naklejki i popisać w nim.

6-latka w pierwszej klasie

Odwlekana od lat sprawa pójścia 6-latków do pierwszej klasy akurat na roczniku Kingi się dokonała. Ponieważ nasz starszak chętnie chłonie wiedzę i bardzo chciała iść do szkoły to staranie się o popularne zaświadczenia było trochę bez sensu.

Szkoły ponoć przygotowane na maluchy, podręczniki też, więc zaryzykowaliśmy. Jaka okazała się rzeczywistość?

W naszej dzielnicy, gdzie przeważająca większość jest w wieku emerytalnym, mała szkoła powinna wystarczyć. Jednakże ta mała szkoła ma dobrą sławę i wygodną lokalizację, wiec zjeżdżają się, a raczej są zwożone do niej dzieci z różnych okolic Gdańska. Dlatego, pomimo że na podwórkach dzieci jest mało, w szkole jest przepełnienie. Kumulacja wyżu i wysłania do szkoły 6-latków dała w konsekwencji 5 klas pierwszych (zazwyczaj były 3).  Co za tym idzie- brakuje sal, a nawet miejsca w szatni. System dwuzmianowy dla dzieci jest dość trudny. Nauka w godzinach popołudniowych, po 2 godzinach gimnastyki nie jest zbyt efektywna. Na szczęście nie wpadli jeszcze na pomysł, by zaczynać o 7:30, przeklinałam to przez całe 8 klas i wylądowałam w liceum gdzie też wpadli na taki pomysł, do tego 45min dojazd – rewelacja. 

Kinga choć chodziła do dwóch przedszkoli trafiła do klasy bez koleżanek. Sześcioletnie załapały się jeszcze na zerówkę, a siedmioletnie są w innej klasie. Takie dzielenie rówieśników jest często bolesne. Na szczęście ta mała gaduła szybko odnajduje się w nowych warunkach. Ma panią, która wcześniej prowadziła zerówki, więc daje sobie radę z maluchami.

Długość lekcji dostosowywana jest do stanu skupienia w klasie. Jak na razie u Kingi, w klasie samych 6-latków, trwają zazwyczaj 20-minut :). W czasie przerw dzieci mogą się bawić, grać w gry planszowe, układać puzzle. Jako absolwentka największej podstawówki w Gdańsku mogę tylko powiedzieć, że u nas przerwy to był jeden wielki krzyk i szaleństwo. Czasami ustawiali nas w pary i kazali spacerować w kółko, ale to była syzyfowa praca.

Jednak co do poziomu nauczania to jest zdecydowanie niższy. Pamiętam jak byłam piętnowana w pierwszej klasie, że nie umiem czytać. Teraz w pierwszej klasie dzieci dopiero poznają literki!

Kinga należy do osób otwartych, które cieszą się ze wszelkiego, a przeszkody omijają bez zawracania sobie nimi głowy- przynajmniej poza domem. Szkołą jest zachwycona- cieszą ją wyższe krzesła, lekcje, książki, samodzielne chodzenie do szatni (już 3 dnia pożegnała się przy bramie), noszenie śniadaniówki, wycieczki, zabawy na boisku i placu zabaw. „Bo przedszkole to nuda”.

Problemem było załatwienie świetlicy. Mała sala niezbyt nadawała się na przyjęcie ogromnej ilości chętnych, stąd ograniczenia -tylko dla dzieci obojga rodziców pracujących na pełny etat, nie na własnej działalności. Jednak po jakimś czasie i dogadaniu udało mi się Kingę zapisać na parę godzin tygodniowo.

Zajęcia dodatkowe są plastyczne, tańce i języki –  ale wszystko dodatkowo płatne.

Podsumowując

Kinga jest zachwycona, ja trochę mniej. Zajęcia w klasie i wychowawca są super, ale poza tym można się wielu spraw doczepić:

Koszty – plotka, że szkoła jest tańsza od przedszkola dotyczy chyba tylko prywatnych przedszkoli.

Opieka w świetlicy to formalność – chętne dzieci zazwyczaj latają samopas po dworze. Nieraz odbierałam Kingę bez kurtki, nie mówiąc już o czapce – dzieci robią co chcą.

Toalety pamiętają jeszcze mój rocznik – klapy się nie trzymają, brakuje klamek – żałosne.

Szatnie są dziwnie pomieszane- pierwszaki z 2 lub 3 klasą. To wprowadza bałagan i problemy – jak to starszaki potrafią zrobić własne porządki i maluchy wracają w niepełnym ubraniu.

 

Mała moda, czyli malowanie na ubranie

zdjęcie-14Jeden z prezentów z okazji świąt to były farby akrylowe. Super sprawa, można nimi malować pisanki, które się nie rozmazują, kubki, a nawet ubrania – planowo, lub nieplanowo ;).

Dzieciaki świetnie poradziły sobie z ceramicznymi króliczkami, więc postanowiłam z Kingą iść krok dalej- malowanie na ubraniach.

1 krok – Znaleźć białą bluzkę.

To nie tak prosta sprawa, bo większość ma nadruki, lub pasy. Na szczęście Kinga miałą jedną czystą w swojej szafce.

2 krok – pomysł na własny styl.

U nas padło, że nie może być nic innego jak kucyki. Stanęło na Celestii. Wspomogliśmy się komputerem – szybkie szukanie jakiejś ciekawej kolorowanki, z niezbyt dużą ilością szczegółów i drukujemy.3 krok – kalkowanie-markerowanie.

Teraz tylko wystarczy przerysować wzór na bluzkę, a raczej po staremu przekalkować. Czarny wzór prześwituje przez biel i przerysowanie nie jest trudne. Czarny marker w tym przypadku dobrze że się nie spiera tak łatwo.

4 krok – malowanie.

No to pora na dziecięcą fantazje i kolorowanie. Dobrze jest włożyć gazetę do bluzki, by obrazek nie przebił się na placki i do dzieła. Po skończeniu wzór schnie jakieś kilka godzin i można ubrać bluzeczkę której się nie kupi w sklepie jak to chwaliła się Kinga.

 

 

10 najlepszych prezentów dla przedszkolaka

Dalszy ciąg wątku, czyli, co warto kupić przedszkolakowi.

zdjęcie-111. Puzzle– Dla 3-latka świetnie się sprawdzają 24-częściowe z wielkimi elementami. Damian wciąż chce je układać. Z czasem można dawać coraz trudniejsze, a dziecko stopniowo dochodzi do wprawy. Super sprawą są różne książeczki z puzzlami. To dobry trening analitycznego myślenia dla każdego, im więcej tym trudniej, to tak uniwersalny prezent, że można dopasować do każdego wieku.

2. Gry planszowe i edukacyjne – stara sprawdzona sposoby na rodzinne spędzanie czasu. Grę planszową można zrobić samemu, ale jest też duży wybór naprawdę ciekawych i uczących gier dla dzieci.

3. Rowerek biegowy – wydawał mi się dziwny, a okazało się że sprawdza się super. Maluch ma problem z opanowaniem równowagi, kierowanie, a do tego jeszcze pedałowanie, do którego trzeba wiele siły. Rower biegowy jest łatwy w użyciu, dzieciaki szybko załapują o co chodzi, pierw chodzenie i kierowanie, a po paru razach bieganie. Kask się przydaje, bo jeśli ktoś ma w okolicy górki musi się liczyć z wersją the best – nogi do góry i jadę. Po jeździe na takim rowerku, opanowanie klasycznego przychodzi nadzwyczaj szybko.

Mieliśmy rowerek drewniany, był super, lekki wiec mogłam go nawet na wózek załadować, ale niestety przy intensywnym użytkowaniu, dla drugiego dziecka nie starczył. Dla Damiana mamy już metalowy, ciężki, ale za to z opcją hulajnogi – takie 2w1.

4. Lego – klocki Lego to świetna zabawa w każdym wieku – budowanie, wymyślanie to się nie nudzi. Jest wiele różnych serii więc każdy może wybrać coś dla siebie, a raczej dla dziecka. A co najważniejsze, po zmieszaniu wszystko do siebie pasuje.

5. Farby – wyciskane, plakatowe, czy akwarele – farby to super zabawa, malowanie, kleksowanie, mieszanie kolorów to rozwija wyobraźnie i budzi w dziecku twórce. Oczywiście trzeba się liczyć z plamami, ale wystarczy trochę zabezpieczyć teren i pozwolić maluchowi na twórcze szaleństwo.

6. Latarka – nawet zwykła, to super sprawa. Wyprawa po zmroku na spacer, czy zabawa w ciemnym pokoju to jest to.

7. Plastolina– Zabawa nią to świetna frajda, zwłaszcza wszlkie machiny wyciskające, rozgniatające. U nas przebojem jest ciastkarnia, którą Damian żadko się dzieli. Ciastolina łatwo się ugniata, nie tłuści jak plastelina, a jak wyschnie można ją wykruszyć. Wadą jest to niekontrolowane wysychanie, ale i na to jest sposób. Co jakiś czas, gdy zacznie być krucha wystarczy pognieść ją w wilgotnych rękach- nabierze wilgoci i znów będzie plastyczna.

zdjęcie-10

8. Pudło na skarby – prezent na maxa praktyczny. Wielka skrzynia na wszędobylskie klocki, czy mała szkatułka na drobiazgki to prezent wprowadzający trochę ładu w zabawkowym świecie.

9. Dziurkacze ozdobne, kolorowe papiery, mazaki, czy klej z brokatem, wszelkie akcesoria pobudzające wyobraźnie mile widziane.

10. Bilet do kina, na basen, do sali zabaw – nawet jak się powtórzy to się nie zmarnuje, a w pamięci zostają miłe wspomnienia.

 

10 najlepszych prezentów dla malucha

_DSC6898Teraz czas na wpis o tych najlepszych prezentach dla maluchów, powiedzmy w wieku 1-3lat.

1. Jeździk– czyli wszelkiego rodzaju pojazdy dające się dosiąść – auta, motory, czy nawet żyrafa na kołach. To świetna zabawa dla dzieciaków, nawet moja 5-latka szaleje na jeździku, choć już nogi za długie. Są wersje z niskim zawieszeniem – bezpieczne dla maluchów, które może szkrab pchać i opierać się o nie, tak że auto nie odjedzie. Wersja z wyższym zawieszeniem to super sprawa na spacery.

2. Książki z dźwiękami – to bardzo wciąga, pobudza ciekawość świata, w ten sposób p maluchy poznają odgłosy zwierząt i maszyn. To super urozmaicenie do czytanych bajkach.

3. Zabawki na kiju, czyli popularna człapiąca kaczucha, lub kółko. To niesamowite jak dzieci lubią biegać z takimi zabawkami do pchania. To dobry sposób, by maluch nie ociągały się na spacerze.

4. Drewniane puzzle – dopasowywanie kształtów, odpowiednia manipulacja, by wpasować element – wczesna edukacja przez zabawę.

5. Huśtawka – taka atrakcja w domu to radość. Bujanie poprawia humor, uspokaja, a czasem nawet usypia malca.

6. Plecak pełen przygód – dzieci na wyjazdy, nawet krótkie lubią zabierać mnóstwo zabawek, z którymi ciężko się rozstać. My ustaliliśmy prostą zasadę – każdy ma plecaczek i może zabrać tyle, ile się w niego zmieści, sam go niesie i pilnuje zabawek.

7. Piłka szmaciana – można ją kopać i rzucać w domu bez szkody. Nawet jak maluch dostanie nią w głowę to nie zapoli. Może służyć nawet za podusie.

DSC_8575

8. Wywrotka – im większa, tym lepsza, chyba że miejsca brak. To świetna zabawka dla chłopaka i dziewczyny. Można z nią szaleć w piaskownicy, wozić zabawki, a w domu świetnie się sprawdza w sprzątaniu – wysyłamy ją w kurs po domu w poszukiwaniu zabawek i zwozimy wszystko na miejsce.

9. Kuchnia – dzieci lubią grasować w garnkach i sprzętach kuchennych, dlatego ich własna kuchnia jest dobrym rozwiązaniem. Gotowanie, robienie pikników dla pluszaków, kuchnia to punkt wyjścia do wielu zabaw.

10. Znikopis – gdy w maluchu obudzi się artysta powstają stosy kartek, czasem tylko parę razy maźniętych. By zmniejszyć zużycie papieru znikopis jest super sprawą, można rysować i zmazywać. I trochę w tym magi jak obrazy znikają.

Zabawki, których nie warto kupować

autoZbliża sie czas świąt Wielkanocy, a co z tym idzie i zająca, czyli kolejnych prezentów. Szaleństwo zakupów się zacznie. Z prezentami dla dzieci dziś jest problem całkiem inny, niż w moim dzieciństwie. Ogrom zabawek, ich różnorodność przytłacza. A reklamy w dzieciach pobudzaja chęć na wciąż nowe, w domu zaś zaczyna brakować miejsca.

Nasze dzieci również wypróbowały  mnóstwo różności i analizując wszystkie nasze przygody z prezentami postanowiłam napisać top 10 prezentów, których nie warto kupować.

1. Maskotki – nic tego nie pobije. Każde dziecko powyżej roku zdołało już  nazbierać niezły wór pluszaków. W rzeczywistości  dzieci mają kilka swoich ulubionych, a pozostałe łapią kurz, lub zalegają w szafkach. Nadmiaru truno się pozbyć, bo wszyscy mają ich pełno. Wiele jest pięknych, milusich zabawek, ale szczęście pomnożone razy kilkadziesiąt już przytłacza.

2. Auta z cienkiego plastiku za parę złotych, dostępne w kioskach lub na straganach. Może wyglądają efektownie, ale ich trwałość rzadko sięga powyżej tygodnia jeśli dostaną się w dziecięce rączki. Farba schodzi, cienki plastik pęka, koła odpadają- pozostaje płacz.

3. Cienkie mazaki, takie klasyczne piszą krótko, ale w dziecięcym wydaniu ich mazanie kończy się przez wciśnięcie wkładu przy nieumiejętne zakładanie nakrętki. Mazaki dla dzieci muszą być grube, o stożkowatym zakończeniu ułatwiającym zatykanie.

4. Zabawki do kąpieli, czyli ta sławna kaczuszka. Może jakieś dzieci się tym bawią, ale z kim nie rozmawiam to słyszę to samo. W kąpieli najlepiej sprawdzają się butelki, kubki, pojemniki po kremach i konewka. Wszystko w co można nalać, przelać wodę.

5. Podróbki Lego.  Ta firma jest tak popularna nie bez powodu. Może inne klocki wyglądają podobnie, ale wystarczy trochę pobudować i zaczynają się problemy – nie wszystko idealnie pasuję, konstrukcje się łatwo sypią, klocki słabo trzymają, a różne komplety nie koniecznie do siebie pasują.

6. Szczekające pieski – co jarmark widzę te szczekające psiaki świecące zielonymi oczami, udające że chodzą. Dzieci się nimi zachwycają, ale ich trwałość jest żadna. Mieliśmy już dwa, a raczej – aż dwa. Szczekały przez jakiś tydzień, łatwo łamią się im nogi, a futerko ni jak nie jest przyczepione, wiec łatwo schodzi odsłaniając plastikową konstrukcję. Szybko wylądowały w śmieciach.

7. Zabawki niedotykalne, na wyrost. Super model helikoptera ze wszystkimi szczegółami, a do tego jeszcze latający jest super – dla dziecka w wieku 30, a nie 3 lat. Maluch chce wszystko dotknąć, sprawdzić jak działa, a na pewno delikatny nie jest. Zabawki muszą być do zabawy, a nie do oglądania.

8. Gazetki z tandetnymi gratisami. Maluchy lubią gazetki, to zachęca je do czytania i poznawania. Często jednak dodatki do gazetek dla dzieci są tak tandetne, że wole ich nie kupować. Rzeczy które rozpadają się w rękach nie nadają się do zabawy.

9. Kosmetyki dla dzieci. Płyny do kąpieli w kolorowych butelkach, pachnące owocami – ok i na tym poprzestańmy. Kupowanie dzieciom perfum, błyszczyków, czy cieni do powiek to gruba przesada. Pozwólmy im być dziećmi. Radosnymi, rozbrykanymi, brudasami wracającymi z dworu. A by być małą księżniczką wystarczy odpowiedni struj i trochę fantazji.

10. Kolorowanki – u naszych maluchów się nie sprawdzają. Może to wynik Kingi poprzedniego przedszkola, w którym każdy rysuje, tworzy sam, bez wzorów, czy szablonów. Jadynie co ich interesuje to kolorowanki z postaciami z bajek- to raz kiedy wezmą. A klasyczne  zalegają na półce.

Oczywiście nie twierdze, że ta lista u innych dzieci się sprawdzi. Każdy maluch to indywidualny charakter.  Zawsze warto pomyśleć co dziecko lubi, a czego nie. A jeśli to nie nasze dzieci to pogadać z rodzicami, by nie kupować rupieci, tylko ciekawe, twórcze prezenty.

A co warto kupić? To w następnym poście.

Zbudujemy szałas

photoLas jest wspaniałym miejscem zabaw, można się wybiegać, jeździć na rowerze, budować z szyszek, malować na ziemi, bawić w berka, lub zbudować szałas.

No właśnie, budowa szałasu to dopiero jest świetna zabawa. My jeden z częściej odwiedzanych szałasów znaleźliśmy 2 lata temu. Tak – tyle już przetrwał, jestem pełna podziwu, że żadna ludzka i nieludzka siła go nie naruszyła. Nie ma to jak solidna konstrukcja ;). Oczywiście co jakiś czas coś tam dorzucaliśmy, posprzątaliśmy, wygarnęliśmy liście itp. Dzieci chętnie tam się bawią, gotują zupę z liści w jamkach drzewa, grabią ścieżki.

W  zeszły weekend jednak nas wzięło na rozbudowę. Pierw miał być trochę poszerzony, jednak gdy tata dotachał wielką choinę powstał kolejny pokój i zadaszony przedpokój. I tak nagle z małego szałasu powstało 3-pokojowe schronienie. Sporo gałęzi i mamy super mieszkanko :). Jeszcze  pracy nas czeka przy uszczelnianiu, wyposażeniu, ale sezon się dopiero zaczyna. To dopiero będzie zabawa.zdjęcie-8

photo-3

Szafa

zdjęcie 1-8Pudła po butach to dopiero super sprawa. Ile to skrzyń na skarby można z nich zrobić. Ale dzisiaj bardziej zaawansowane dzieło pomysłu Kingi, oto szafa na lalkowe kreacje.

Surowce:

-wąskie pudło po butach

– patyczek po lodach świderkach

– kawałek brystolu wszelakiego pochodzenia

– kawałek kartonu

– nożyczki, zszywacz, kretki itp.

Przepis:

zdjęcie 2-7Pudło stawiamy w pionie. Przebijamy po bokach, na tej samej wysokości dziurki na patyk- drążek na wieszaki. Patyk musi być nieco dłuższy niż pudełko, wówczas wystarczy go tylko wcisnąć w otwory.

Nad drążkiem miała być półka. Więc z kartonu wycinamy pasek głębokości naszej szafy, ale 6 cm dłuższy. Z po bokach zaginamy po 3 cm i wsuwamy półkę do szafy. Montujemy ją zszywaczem.

Z brystolu wycinamy wieszaki i ozdabiamy je kredkami, papierem kolorowym itp. A na koniec wieszamy na drążku.

Wieczko od pudełka przyklejamy taśmą i mamy drzwiczki.

Takie proste, a tyle radości.

Spotkanie z dinozaurami

zdjęcie 1-5Rzadko kiedy odwiedzam galerie i centra handlowe, to nie moje miejsce, nie mój klimat. Ale jak się okazało czasem warto tam zaglądać. W zaszłą środę weszłam do Galerii Bałtyckiej i powitały mnie dinozaury!! Pochodziłam, obejrzałam bardzo fajna sprawa. Sporo różnych, niektóre się ruszają, wydają dźwięki – super atrakcja dla dzieci. Można też przejechać się na grzbiecie dinozaura, wejść do jaja, a co najciekawsze – wykopać szkielet dinozaura.

Postanowiłam wybrać się tam z dziećmi w sobotę. Wpakowałam małą w wózek, dzieciaki zabrały swoje dinozaury i ruszyliśmy na wyprawę. Gdy dotarliśmy i weszliśmy do centrum (z wózkiem to jest wyczyn) maluchy były pod wrażeniem. Biegali po korytarzach w poszukiwaniu kolejnych stworów. Spędziliśmy godzinę w piaskownicy, gdzie nawet Karolci się podobało. Na koniec jeszcze po lodzie u Grycana i czas wracać. To było nasze sobotnie przedpołudnie w galerii.

Kto nie był polecam –  2 kwietnia zabierają.

zdjęcie 3-2

zdjęcie 2-5

 

 

 

 

Muszę jeszcze dodać dlaczego uważam Galerię Bałtycką za najniewygodniejsze centrum ze wszystkich w Gdańsku:

– Gdy przyjeżdżasz autem musisz zapłacić za parking, niby niedużo, ale to zawsze jakiś minus.

– Za to gdy przyjedziesz tramwajem, lub autobusem na przeszkodzie stoją okropnie ciężkie i niewygodne drzwi, pokonanie ich z wózkiem wymaga niezłej gimnastyki i siły.  To chyba jedyne centrum które nie ma automatycznie otwieranych drzwi.

– To największe centrum ma tylko dwa wyjścia, to sąsiedni mały Manhattan ma cztery. Czemu nie zrobili wyjścia na Bar Żuławski?

– Płatne toalety.