Archive for » 2012 «

BLW po roku, czyli głodomor przy stole

Pora poruszyć ponownie temat jedzenia maluchów, czyli w naszym przypadku karmienia w myśl BLW (bobas lubi wybór). Czy to był dobry wybór??

Damian i Kinga przy jedzeniu

Damianowi i mnie ta forma jedzenia od początku przypadła do gustu, on mógł eksperymentować z jedzeniem poznając nowe smaki i konsystencje, ja miałam czas jeść swoje lub szykować strawę dla reszty- nie ma to jak zajęty brzdąc. Nie musiałam osobno karmić małego, potem serwować jedzenie starszym członkom rodziny, a sama jeść obiad dopiero w nocy jak dzieci pójdą spać (tak to zazwyczaj wyglądało przy małej Kindze).

Oczywiście nie ma nic za darmo, maluch jedzenie nie tylko je, ale również rozrzuca, rozgniata i wylewa. Ta zabawa z czasem przechodzi, ale przez kilka miesięcy sprawia maluchowi wiele radości, a rodzicom kłopotu. Po jedzeniu jest więc trochę sprzątania, ale „papkowane” maluchy potrafią za to nieźle pluć jedzeniem.

Gdy maluch nauczy się jeść samodzielnie zazwyczaj nie chce być karmiony. Jeśli czegoś nie chce zjeść, próba nakarmienia go kończy się pojedynkiem łyżeczka kontra rączki i jedzenie przegrywa na podłodze. Przesłanie jest jasne, dziecko nie chce jeść i tyle, ale tłumaczenie innym często bywa trudne- „Bo przecież musi coś zjeść”.

Ostatnie rodzinne przeziębienie nie ominęło Damiana, w tym czasie mały nie miał apetytu, jadł mało więcej się bawił jedzeniem. A kto z nas ma apetyt jak ma katar? Gdy wreszcie zaczął jeść i prosić o dokładkę przesłanie było jasne „wracam do zdrowia”.

A jak je zdrowy Damian? Pałaszuje w okamgnieniu, często prosi o dokładkę, je więcej niż Kinga. Bardzo lubi zupy, a że wiosłowanie łyżeczką jest mało wydajne zazwyczaj przechyla miseczkę, wypija wywar, a następnie wyjada konkrety łyżeczką. Ma swoje upodobania- jabłko je tylko w całości, pokrojone czasem tylko spróbuje. Bułka, banan również muszą być całe, albo całe albo nic. Gdy ma ochotę na więcej jeszcze z pełną buzią woła o dokładkę.

Są dni że je za dwóch, czasem tylko posmakuje swoich przysmaków, ujawnia się tu wyczucie sytości. Dokarmianie na siłę zaburza tą zdolność. Inni się przyjmują:

– Przecież on nic nie zjadł,

– Ale on będzie gruby jak bedzie tyle jadł.

Damian rośnie szybko, zdrowo i nie ma problemów z nadwagą. Tryska energią i pomysłami. Ma własny gusta smakowe- chętnie zajada mięsko, owoce, nabiał, odrzuca i pluje surówkami. Pokazuje na co ma ochotę, a na co nie. Przy tym wybiera zdrowo, woli kaszę od ziemniaki, chleb żytnie niż biały, ale słodyczami nie gardzi.

BLW wychowuje smakoszy, to się sprawdza.

Nasz Mont Everest, czyli zimowa wyprawa do przedszkola.

Wyjście do przedszkola, rzecz codzienna, banalna, ale czy prosta?

2 dzieci + pies + pada śnieg + mama sama + przedszkole na wysokościach = nasz Mont Everest

Wstajemy

Za wstawaniem do przedszkola u nas nie ma problemu. Damian wstaje punkt 6:00, zaciąga mi kołdrę i swoim wymownym „yy” oznajmia, że koniec spania. Pół przytomna wędruję do kuchni, serwuje mu coś do jedzenia i picia, a sama owinięta w ciepły szlafrok próbuje jeszcze troszkę poleżeć na kanapie. Chwila na rozbudzenie i zaczyna się akcja. Przygotowywanie śniadania, przebieranie, zabawianie.

Koło 7:00 wstaje Kinga, zaczyna szperać w szafkach i wybierać strój, nierzadko  letnie. Po dłuższych namowach wiekszy brzdąc ubiera letnią bluzkę na długi rękawek, rajstopki i spudnice („Ja nie jestem chłopcem, chłopcy chodzą w spodniach”). Gdy dwójka maluchów jako tako napełni brzuszki energia ich rozpiera i zaczyna się szaleństwo.

Wychodzimy

8:00 – pora się zbierać. Szykując stos ubrań próbuje namówić dwie biegające istotki do współpracy. Tylko spodnie, kurtka, rękawiczki, szalik, czapka, buty x3 i gotowe. Wreszcie udaje mi się przenieść tornado na podwórko. Punkt pierwszy zaliczony.

Odśnieżamy

Po nocnym i porannym prószeniu, wszędzie pięknie biało, dzieci są szczęśliwe, ale szara rzeczywistość polskiego prawa wymusza na nas zgarnięcia tej puchowej pierzynki z chodnika przed domem. Wyciągamy więc łopaty, szufle, grabie i robotę czas zacząć. W trójkę idzie nieźle puki Kinga nie odśnieża na wstecznym.

Po odpracowaniu swojego jeszcze wizyta z Ajrą na ogródku, by psiak mógł sobie ulżyć.


W drogę

Wyciągamy sanie i w drogę. A droga jak to miejska, a to przejścia przez czarną ulicę, a to gorliwy sąsiad odśnieżył cały chodnik, nie zostawiając krzty śniegu – życie w mieście. Do przedszkola, jak by nie patrzeć wciąż pod górkę. Ciągnę wiec ile się da, raz jedno, raz dwójkę. Raz po śniegu, raz po chodniku, innym razem środkiem ulicy (tylko na środku tej jedno jezdniowej ulicy dwukierunkowej ostało się trochę śniegu). Wreszcie docieramy do celu, ja cała zgrzana, Kinga cała biała, a Damian cały zmęczony. Moja Roszpunka rozbiera się zostawiając ubrania na grzejniku i wesoło biegnie do grupy.

Droga powrotna za to z górki i z samym Damianem, wiec znacznie lżej, choć nie po maśle. Gdy po około 1,5h wracamy do domu, młody jest zazwyczaj wystarczająco zmęczony by zjeść coś, wydudnić butlę mleka i zapaść w błogi sen.

Kocham zimę 🙂

Hej kolęda, kolęda

Czas świąteczny już minął, choinka zniknęła w zeszłym tygodniu. Czas na małą refleksje.

Czas świąteczny był dla nas nieco szalony,  przeprowadzka, rozpakowywanie, urządzanie na nowo. Przyjechaliśmy w nocy przed wigilią. Choinka żywa jednak stanęła, wigilia u babci, święta trochę u siebie, trochę u babci.

Kinga w każdym kościele z zachwytem oglądała szopki, niemalże wchodząc do nich. Wciąż śpiewa „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. W domu bawiła się figurką świętej rodziny, troskliwie się nią opiekując.

Coraz więcej rozumie, zaczyna z zaangażowaniem słuchać kazania dla dzieci. Potrafi wyłapać niezwykłe szczegóły i wyciągnąć zaskakujące wnioski. Pytań „dlaczego?” przy tym nie brakuje.

– Mamo jak Jezus śpiewał?- przybiega pewnego razu Kinga z pytaniem. Zastanawiam się o co chodzi, czy w jakiejś bajce czy co?

– Mamo, jak Jezus śpiewał w kościele? „Kamyczek do kamyczka… ” – Wszystko jasne, co dla nas trudne do zrozumienia dla dziecka oczywiste.

Kinga bardzo przeżywała wizytę duszpasterską, gdy w Warszawie ksiądz do nas nie doszedł była bardzo zawiedziona (tak to bywa przy 230 mieszkaniach w bloku) . Tu jednak już nas odwiedził, mała chwilę była nieśmiała, po czym zaczęła fikać i prowokować księdza do zabawy. Po wszystkim opowiadała:

– Był u nas Jezus, widział naszą choinkę, dostałam obrazek i Damianek też dostał. – „musicie stać się jak dzieci”, bo dzieci wszystko widzą prosto, jasno.

Jezus do nas przychodzi,

nie jako wszechpotężny, poważny Bóg,

ale przyjaciel, towarzysz przed którym nie ma się co lękać.

 

Frida na katar się przyda

Przeżywamy kolejne zakatarzenie smyków. Nowe przedszkole, stres i paskudna pogoda zrobiły swoje. Kinga budzi się rozpalona, ale temperatury nie da sobie zmierzyć, Damian spokojnie znosi wszystkie opercje. Potrafi jednak sam pójść, wziąć chusteczkę i trochę niezgrabnie wytrzeć sobie nosek. Ćwiczy również dmuchanie, wychodzi mu całkiem dobrze. Najgorsze że z powodu choroby gorzej śpią, w nocy od 3 budzą się i zasypiają na zmianę, wstają o 6. Choroba zmęczenie, niedospanie dają o sobie znać, ale:

Jest dzień, w dzień się nie śpi– oświadcza Kinga pokładając się z kochanym kocykiem.

Ponieważ katar u przedszkolaków to normalna kolej sprawy, temat ten często pojawia się wśród rodziców oczekujących w szatni na pociechy. W ten oto sposób przypomniałam sobie polecaną przez położną w szkolę rodzenia Fride, czyli aspirator do nosa. Przy Kindze takie cudo było zbędne, pierwszy katar dostała mając ponad 2 lata. Damian jednak łapie katar od przedszkolaków i wciąż mamy z tym problem. Dlatego postanowiłam się skusić i kupić NoseFride. Wypróbowałam i naprawdę warto.

Mechanizm niby podobny do tradycyjnej gruszki, ale nie ma problemu, że nie wszystko się wciągnie, a ssanie się skończy. We fridzie katarek wyciągamy zaciągając powietrze ustami, co pozwala regulować moc i czas. Szeroka rurka zbiera wydzielinę, a wężyk zabezpieczony jest dodatkowo filtrem, więc do ust się na pewno nic nie dostanie. Oczyścić ją jest bardzo łatwo, wystarczy zdjąć grubą rurkę i przepłukać ją wodą.

Damian na początku był bardzo zadowolony, spokojnie się kładł i mogłam mu porządnie oczyścić nosek. Najwięcej kataru zbiera się rano jakiś czas po wstaniu, gdy spływają nocne zapasy. Bardzo ważne jest oczyszczenie nosa przed karmieniem piersią, ponieważ mały się dusił, musiał przerywać ssanie, by nabrać powietrza, co bardzo go męczyło. Dobrze jest chwilę przed zabiegiem zakropić nosek kroplami z solą morską, która ułatwia oczyszczanie noska wypłukując katarek.

Z czasem Damian już tak chętnie nie poddawał się tej procedurze. Czasem się buntuje, ale zazwyczaj obiera sobie za cel wyciągnąć mamie wężyk z buzi.

A na koniec życzę życia bez katarów.

Pomyśl jak dziecko

***

” Gwiazdko, gwiazdko powiedz nam, jak się mieszka w górze tam…” – śpiewała sobie Kinga chodząc po domu –  Mamo, to gwiazdka mieszka w jaskini??

– Dlaczego ??? – Jaskinie i dinozaury teraz na topie, ale czemu gwiazdka?

– Bo jaskinie są w górze, a jeśli gwiazdka mieszka w górze to musi mieszkać w jaskini.-  Wyjaśniła logicznie Kinga.

***

Musimy stać się jak dzieci, by zrozumieć, by uwierzyć.

Category: ogólne  Tags: ,  One Comment

Przeprowadzka

 

Wielki powrót za nami. Akcja pakowania dobytku – gary, talerze, sprzęt AGD i RTV (trochę tego nazbierało w Wawie), ciuchy (tego chyba najmniej 🙂 ), zabawki i dziecięce łóżeczka. To niesamowite ile przy dzieciach ma się klamotów, bez przyczepki się nie obyło. Dojechaliśmy, rozpakowaliśmy się, przynajmniej z grubsza, bo w szafach zalegają jeszcze pełne siatki. I jesteśmy znów na swoim, a co na to dzieci?

Kinga przy biureczkuKinga

Kinga długo powtarzała, że przecież wrócimy do Warszawy, ale gdy zaczęliśmy się pakować zrozumiała, że to na dobre. Zaczęła się smócić i popłakiwać:

– Ja kocham to mieszkanko, mój pokoik, moje białe łóżeczko, ja nie chcę się wyprowadzać.

Tłumaczenie, że zabawki i łóżeczka jadą z nami nie było dużym pocieszeniem, ale w pakowaniu pomagała chętnie.

Przedszkola najbardziej było nam żal, pokochała panie, miała już przyjaciółki i mi również odpowiadało – blisko, dużo ciekawych zajęć, częste dodatkowe atrakcje. Kinga czasem nie chciała iść, ale wracając  opowiadała jak było fajnie.

Ostatniego dnia panie urządziły Kindze wielkie pożegnanie. Dzieci malowały dla niej obrazki i spięły je w album. Kingusia podarowała dzieciom coś słodkiego na pożegnanie. Gdy przyszłam po nią była smutna, długo jeszcze ściskała się z paniami i bawiła na korytarzu. Wracając opowiadała:

-Milenka przytuliła mnie tak mocno i powiedziała, że też się przeprowadzi do Gdańska, i będziemy razem chodziły do przedszkola.

Ja oczywiście obdzwoniłam przedszkola w okolicy, ale miejsc brak, trzeba będzie próbować dalej. Kinga się dopytuje czy coś znalazłam. Często śpiewa piosenki i mówi wierszyki z przedszkola.

– Ciekawe jakich piosenek się teraz dzieci uczą. A ja ich nie będę umiała.

Dla Kingi to naprawdę ciężkie rozstanie, choć na początku płakał, że nie chce do przedszkola to zdążyła się już z nim mocno związać. Planowaliśmy zostać do czerwca, natłok spraw zadecydował, że trzeba wracać. Czy w czerwcu byłoby łatwiej, kto wie. Pewnie łatwiej byłoby znaleźć przedszkole w Gdańsku, wszystkie dzieci by się żegnały przed wakacjami, ale przywiązanie byłoby większe.

Damian

Dla takiego brzdąca niby przeprowadzka nie powinna być takim obciążeniem. Kinga raczej nie miała problemów z odnalezieniem się w Warszawie gdy miała 2 lata. U Damiana jedyny objaw to problem z chodzeniem spać, zawsze zresztą źle zasypiał w obcym miejscu. Jednak gdy w pokoju stanęło jego łóżeczko, wszystko wróciło do normy. Nie da się jednak ukryć, że tu człowiek lepiej się wysypia, Damian też, wiec wstaje o 5 – powtórka z rozrywki, z Kingą było ta samo.

***

Teraz dzieci dostały duży pokój, gdzie mogą szaleć z zabawkami, mają swoje łóżeczka, mebelki i kolorowe lampki.

Kinga się cieszy, ale czasem jeszcze wspomina Warszawę. Często krzyczy i ma ataki płaczu, głownie z powodu tęsknoty za tatą – wychodząc do przedszkola miała wypełniony czas i tyle o tym nie myślała. W domu ze mną uczyć się zbytnio nie chce. Gdy Damian śpi zazwyczaj maluje, lub układamy puzzle. Na domiar złego na to wszystko nałożyło się rodzinne chorowanie. Powoli wygrywamy z przeziębieniem, tata odwiedza nas częściej, wiec mam nadzieje, że napięcie w Kindze też się powoli rozładuje. Wiele spraw się nałożyło i nie jest nikomu łatwo.