Tag-Archive for » Festyn «

Viva Oliva

IMG_4291Sezon festynowy w pełni. Imprezy nawet słabo zorganizowane są dla dzieci super atrakcją. Muzyka, konkursy, zabawy. Coś się dzieje wiec jest wesoło. Zawsze coś można wygrać, pobawić się, lub coś nowego podpatrzeć.

W tym roku biliśmy już na 3 festynach, największy nas ominął, bo choroba mnie dopadła. Ale jak coś wiecie, że się gdzieś dzieje, dawajcie znać. My chętni na każdą zabawę, jeśli tylko siły i czas pozwoli.

Ostatni weekend spędziliśmy na świecie naszej dzielnicy Viva Oliva. Nie był to typowy festyn.

IMG_4275Na Placu Inwalidów rozłożyły się stoiska z różnymi rękodziełami, ciekawie podpatrzeć cos oryginalnego. Pomysły na piękny prezent, czy na własną twórczość. Były również stragany z przekąskami i smakołykami z różnych stron świata.

W Parku Oliwskim rozstawili sie malarze tradycyjni jak i niezwykli. Mięliśmy okazję obejrzeć malowanie piaskiem, twórczość nietrwała, ale efektowna.

IMG_4278Najciekawiej dla dzieci prezentowały się stoiska szkoł, przedszkoli i fundacji z okolicy. Damian w przenośnym warsztacie ślusarskim wywiercił sobie stojak na kredki. Kinga szukała punktów i zainteresowała się pracami ręcznymi. Największą frajdę miała, że nauczyła się pleść bransoletki. Takie zadanie na wyciszenie i na bure dni. Po powrocie do domu wyciągnęłam wreszcie swój zestaw mulin i kolekcję koralików. Parę lat temu ja plotłam mulinowe ozdoby. Teraz Kinga zaplata trochę inne, prostsze, ale wcale nie mniej efektowne. Można dodać zawieszki, koraliki i efekt murowany.

A na konic zabawy załapaliśmy się na wspólne uśmiechnięte zdjęcie oliwian. To dużo uśmiechu życzymy.

Festyn w przedszkolu

pasowanie KingiMamy za sobą pierwszą imprezę w nowym przedszkolu. Choć pogoda straszyła w tygodniu padało i wiało, ale na sobotę chmury się rozwiały, a na czas wspólnej zabawy zaświeciło słonko.

Kinga nie mogła się doczekać, ale jak to u niej zazwyczaj bywa jak trzeba wychodzić to ciężko rozstać się z zabawą i ubrać się.

Damian niezbyt chętnie poszedł mocno trzymając tatę za rękę. W zeszłym roku jeszcze tłum go przerażał, jak szliśmy na festyn to mały potrafił wejść do wózka, zapiąć się w pasy i schować przed wszystkim (jeśli tylko był wózek). Tym razem przez długi czas spacerował uwieszony na tacie. Jednak gdy nadszedł czas na pasowanie na biedronkę ustawił się ze mną w szeregu maluszków. Dumnie przyjął odznakę, a potem już tańczył i bawił się z resztą biedroneczek.

Zabawę zapewniał pan Kufer, w roli Robin Hooda, lub Piotrusia Pana jak dla Kingi. Potrafił wkręcić w zabawę dzieci i rodziców, były wyścigi kretów, rozplatanie warkocza Roszpunki i dziecięce ZOO. Kinga szalała, tańczyła, biegała, skakała i huśtała się non stop. Dostała również order mrówki, starszaki też muszą swój znak znać.

Nie obeszło się bez malowania twarzy w znaki grup, ale jak widać Kinga utożsamia się z kolorowymi wszędo-fruwającymi motylkami, a nie naziemno-podziemnymi mrówkami.  A dla zgłodniałych brzuszków frytki, słodkości made by rodzice, oraz pieczone kiełbaski. No tak, te kiełbaski, o których moja fruwająca mrówka przypomniała sobie po imprezie.

Wodzirej się spakował i pojechał, jedzenie sprzątnęli, stoły pochowali, dzieci poszły, no i wreszcie my wyszliśmy. Na koniec mijając już dogasający grill. Bo jak impreza – to do końca.